Po rozruchowej akcji do Komory za Wielkim Kominem oraz połowicznym sukcesie wypadu do Awenów nadszedł czas na kolejną wycieczkę. Wprawdzie nasze możliwości wyboru destynacji zostały mocno okrojone przez panującą niepodzielnie trójkę lawinową, jednak po odbyciu burzliwej dyskusji czy ma być ładnie, czy daleko i ambitnie postawiliśmy na kompromis i obraliśmy jako cel miejsce poetycko zwane Korytarzem Rubinowym. Po zebraniu cennych wskazówek nawigacyjnych od zespołu, który odwiedził tę samą lokację dzień wcześniej spodziewaliśmy się, że dotrzemy na miejsce niczym po szynach. Plany brzmiały tak zachęcająco, że na akcję zdecydowało się wyruszyć 6 osób – całkiem zgrabny pociąg jaskiniowy.
Ranek 4 lutego przywitał nas optymalnym warunem – temperatura powietrza pozwalała odczuć raczej dreszczyk emocji niż zimna, żaden śnieg również nie odważył się zatrzeć śladów dzielnie utorowanych (nomen-omen) przez poprzednią ekipę. A zatem – niczym pendolino, pomknęliśmy pod otwór Jaskini Zimnej i osiągnęliśmy cel zgodnie z planem, bez opóźnień. Wyruszyliśmy w głąb otchłani, miejscami inkrustowanej przez niesamowite draperie i polewy z kryształów lodowych. Najpierw towarzyszyło nam mlaskanie kaloszy o mięsiste błotko, aby później zamienić się w cięższe sapanie przy forsowaniu kolejnych prożków. Dzięki pozostawionym wcześniej linom, do Chatki grzaliśmy ile pary w nogach, aby potem ochłonąć, dymiąc niczym lokomotywy.
Od tego momentu zwolniliśmy nieco tempo, aby pokonać niezmiernie charakterystyczne, lecz nietrywialne meandry Korkociągu Krakowskiego i Korytarza Galeriowego. Uczuleni przez poprzedników, skupiliśmy się odtąd mocniej na śledzeniu planu jaskini. Ciąg główny przebiegał ewidentnie, nie zwiodła nas również Niewidzialna Woda oraz żadne inne fatamorgany. I tak idąc z planem w jednej ręce, szkicem technicznym w drugiej, dotarliśmy do salki z niewielkim zaporęczowanym prożkiem. Rozochoceni sprawnym postępem akcji wspięliśmy się nań, by odkryć, że przed nami po raz kolejny pojawia się cioranie w bagienku, które zgodnie z planem mogłoby nastąpić dopiero na dalszym etapie ciągu, w drodze do Studni Maurycego. Wtedy wspólnie stwierdziliśmy, że coś nam tu śmierdzi (szczególnie lina na prożku 😉 i zawróciliśmy. Chwilę zajęło nam zorientowanie się, że obszerny korytarz po lewej stronie salki to cel naszej wyprawy. Dużą satysfakcję sprawiło wypatrzenie ciekawej szaty naciekowej oraz rzeczonych rubinów.
Droga powrotna minęła sprawnie i bez zbędnych postojów – kierownik zwany też konduktorem czuwał nad sprawnym transportem bagaży i płynnym przebiegiem podróży. Także trakcje gastronomiczne były dla podróżnych dostępne w biegu pociągu, aby uniknąć nieplanowanych postojów czy opóźnień. Dzięki temu już w godzinach przyzwoicie wieczornych mogliśmy delektować się na bazie ciepłym jedzeniem oraz rozgrzewającymi napojami wszelkiej maści.
W akcji udział wzięli: Ania Chojnacka, Konrad Chojnacki, Iza Pałygiewicz, Hubert Kolasiński, Dominik Tarnawski, Paweł Nowikowski