W GOŚCIACH U KARKONOSZA

Miały być łatwe i fajne rowerowe szlaki. Super widoki, piękna pogoda, dobre jedzenie i dobre czeskie piwo!
Zaraz zaraz… w sumie to wszystko się zgadza!!! No może poza tym, że szlaki nie zawsze były łatwe 😉

Już od roku Bajdus truł mi jak to super jest rowerem pojeździć po górach Izerskich. Każdy kto chociaż raz w Izerach był, naleśnika w Chatce Górzystów zjadł itd. przyzna, że to wyjątkowe miejsce! Tyle, że daleko… Transport i logistyka wydawały mi się na pierwszy rzut oka trudne i jakoś nie mogliśmy się zebrać przez wiele miesięcy, jak ugryźć te Izery. A poza tym, jeśli już tam jechać z rowerami, to koniecznie na dłużej niż weekend.

Zbliżała się jesień i któregoś wolnego wieczoru myślami pobiegłem w kierunku Izerów i Karkonoszy… Szybko uruchomiłem komputer i zacząłem przeglądać zdjęcia z tamtych rejonów… Klamka zapadła. Jedziemy w Izery na rowery! Jeden wieczór poświęciłem na rozpoznanie, pociągi, noclegi, trasę na 4 dni… Okazało się, że da się zaplanować fajną pętlę po Izerach i wokół Karkonoszy, pociągów jest sporo i nie ma problemów z rowerami, a jak komuś nie przeszkadza jesienne “spanie po krzakach” to planowania wcale nie jest tak dużo!

9 października wieczorem wpakowaliśmy się do pociągu jadącego całą noc do Jeleniej Góry (to nasz punkt startowy i meta rowerowa zarazem). Noc była ciężka, “Wars” czynny i trzeba było obgadać plany w oparach zdrowotnego chmielu. Pieruńsko niewyspani wysiadamy z pociągu rano w Jeleniej i wsiadamy na rowery.

Witajcie góry!

10.10.2019 Jelenia Góra – Szklarska Poręba – Chatka Górzystów (50 km)

Wystartowaliśmy z Jeleniej Góry. Zaplanowałem trasę tak, żeby przejechać przez okolice Sobieszowa i Jagniątkowa (zahaczając o tak zwane “Pasmo Rowerowe Olbrzymy”). Jadąc kawałkami single tracków, poczuliśmy, jak jedzie się obładowanymi sprzętem biwakowym rowerami po górach i uroniliśmy ze wzruszenia kilka kropel potu. Później wcale nie było łatwiej. Trasa ze Szklarskiej Poręby do Chatki Górzystów, wiodąca przez wierzchołek Wysokiego Kamienia, Kopalnię Kwarcu Stanisław, pnie się prawie cały czas w górę i po dość trudnym terenie, co dla nas i naszych obładowanych rowerów stanowi niemałe wyzwanie. Do tego pogoda tego pierwszego dnia nie rozpieszcza. Zdarza się nam też zmylić drogę i zjechać w dół nie w tym miejscu co trzeba. Dopiero od kopalni Kwarcu zaczynają się zjazdy przeplatane krótkimi podjazdami. Zjazdy, zwłaszcza ten doprowadzający do Chatki Górzystów, ma kilka kilometrów i trzeba sporo hamować, żeby wyrobić się na zakrętach! Docieramy wieczorem, mocno przemoczeni i zmęczeni. Na szczęście w schronisku jeszcze karmią. Kuchnia działa na agregacie prądotwórczym, gdyż do schroniska nie jest doprowadzona linia z prądem. Poza tym jest bardzo ciepło, więc możemy wysuszyć rzeczy. Nasze morale rosną! 🙂

11.10.2019 Chatka Górzystów – Harrachow – Rokytnice nad Jizerou – Cista v Krkonosich (65 km)

Rano, pomimo chmur zawieszonych nisko, jest cieplej i przyjemniej. Ruszamy na południe i -co ważne- w dół! Szybko mijamy schronisko Orle i mkniemy w stronę Harrachowa. Widoki pomimo chmur są super. Las przez który jedziemy wzdłuż rzeki Izery jest niesamowicie zielony, różnorodny, przeplatany strumykami. Fragment od granicy z Czechami do Harrachowa też jest świetny. Zjazd ścieżką po dość stromym zboczu doprowadza do stacji kolejowej… Tam szybko odbijamy na zachód i wpadamy na asfaltową trasę E65 i dojeżdżamy do połączenia z drogą 14. Tutaj przejeżdżamy na zachodnią stronę rzeki Izery ukrytym mostkiem i ruszamy pod górę zbocza leśną ścieżką wiodącą równolegle do rzeki i trasy nr 14 na południe. Jest to jeden z piękniejszych fragmentów naszej drogi. Pusta leśna ścieżka rowerowa, miejscami wykuta w skale. Mijamy po drodze stare bunkry i dojeżdżamy do miejscowości Dolni Rokytnice. Zjeżdżamy do niej praktycznie cały czas hamując i zatrzymując się na studzenie tarcz… jest stromo! Chwila przerwy, zjedzenie kilku pysznych jabłek rosnących przy drodze i ruszamy dalej. Na obiad zatrzymujemy się w knajpce Hospůdka U Vocta. Knedliki muszą być! Ładowanie telefonów itd. Czas jechać dalej, jeszcze mamy trochę światła. Jedziemy na południe, a później na wschód. Docieramy w końcu do miejsca które losowo wybrałem na mapie zauważając zieloną plamę terenu. Tam mieliśmy robić się na dziko. Hmm okazało się, że w tym miejscu jest pole namiotowe… tyle że nieczynne o tej porze roku. Idealnie 🙂 Mamy nawet kawałek stołu i ławki! Zaopatrzeni w różne rozgrzewacze walczymy ale zmęczenie bierze górę i idziemy spać. Rano jest dość chłodno i przy śniadaniu powstaje zdjęcie wyjazdu. Bartek i Bajdus – Żulerski poranek! 😉

12.10.2019 Cista v Krkonosich – Svoboda nad Upou – Zacler – Miszkowice (50 km)

Po leniwym śniadaniu ruszamy! Podjazd pod Cerny Dul i później dalej w górę po zboczach pomiędzy górami Cerna Hora i Janska Hora, dają nam dobrą rozgrzewkę. Dzisiejsza część trasy to głównie asfalt. Nie za bardzo chce nam się szukać leśnych dróg, a tras rowerowych jakoś nie widać. Mimo to jedzie się fajnie. Ruch na drogach jest niewielki, pobocze szerokie, widok na Karkonosze przyjemny! Zatrzymujemy się w miasteczku Zacler (polska nazwa Żaclerz) i trochę odpoczywamy po podjeździe. Bajdus dziś już przestał przeklinać swój napęd w rowerze który przy stromych podjazdach dawał mu mocno w kość! Ostatnie chwile w Czechach umila nam sklepik z zielonym liściem w szyldzie i jego asortyment! Plan na dziś zakłada zjedzenie obiadokolacji w Lubawce i dotarcie nad Jezioro Bukówka na nocleg. Rozbijamy namiot, Bajdus wiesza hamak, czas na odpoczynek i podglądanie kaczek i łabędzi, którym przez większość czasu widać tylko kupry! Pełnia księżyca też robi wrażenie. Tej nocy spanie w hamaku jednak odpada. Wiatr jest tak silny, że buja nim na prawo i lewo razem z drzewami, do których jest przymocowany! Zastanawiamy się z Bartkiem czy jeden odciąg w naszym Chińskim ultra lekkim namiocie wystarczy.

13.10.2019 Miszkowice – Kowary – Karpacz – Borowice (35 km)

Śniadanko nad jeziorem i ruszamy w stronę Kowar. Podjazd na Rozdroże Kowarskie robi nam rozgrzewkę! Pogada jest super, bardziej letnia niż jesienna. W Kowarach śmigamy dosłownie 100 metrów obok jednej ze sztolni “Liczyrzepy”, którą pokazywał nam Jurek W. dwa lata temu na klubowym wypadzie w ten rejon. Wspominam niesamowite kryształy fluorytu, które tam widziałem. Pokazuję Bartkowi i Bajdusowi palcem, gdzie jest wejście, studzimy tarcze hamulcowe i ruszamy dalej w dół. W Kowarach podjeżdżamy pod lokal wyborczy, żeby co niektórzy spełnili swój obywatelski obowiązek i zagłosowali w wyborach parlamentarnych! 🙂 Po wyborach, kawa i ciastko, małe zwiedzanie i ruszamy w stronę Karpacza! Koniecznie chcę zajrzeć do mojego kolegi, z którym nie widziałem się od marca 2017 roku, kiedy to przybiliśmy piątkę przed Zimowym Ultramaratonem Karkonoskim ;-). Po przybiciu piątki z “Panem Karkonoszem”, pniemy się w górę do Kościoła Wang, bo każdy przynajmniej raz w życiu powinien go zwiedzić ;-). Wjazd pod górę nie jest łatwy, zwłaszcza obładowanymi sprzętem biwakowym rowerami! Po zwiedzaniu, obiedzie i odpoczynku ruszamy późnym popołudniem szukać miejsca na spanie. Pociąg powrotny z Jeleniej mamy jutro po południu więc zostawiamy sobie kawałek trasy na jutro, a dziś postanawiamy się polenić i odpocząć w lesie. Bajdus wypatrzył stertę kamieni gdzieś daleko w lesie i to był strzał w dziesiątkę! Miejsce co prawda jest blisko drogi, ale kamienie dobre do wylegiwania się jak jaszczurka są idealne! Rozbijamy namiot i hamak (może dziś się uda z niego skorzystać ;-)). Rozpalamy małe ognisko i pichcimy kolację. Zaczyna wiać silny wiatr… drzewa wśród których się rozbiliśmy, choć są grubaśne i wyglądają solidnie, zaczynają bujać się bardzo mocno. Ciekawie to wygląda. Namiot jest osłonięty przez wielki głaz, ale hamak nie zachęca. Kiedy już zasypiamy w namiocie, Bajdus szybko wstaje i wybiega z niego, żeby przepłoszyć dziki które panoszą się obok. Potem jest już spokojnie, wiatr wieje nadal, ale jest nam już wszystko jedno.

14.10.2019 Borowice – Przesieka – Zachełmie – Jelenia Góra 25 km

Wstajemy wcześnie jak na cały wyjazd bo o 6:00. Chcemy mieć zapas czasu w razie ewentualnej awarii roweru. Głupio by było spóźnić się na pociąg i w konsekwencji prosić o czwarty dzień urlopu w trzecim tygodniu nowej pracy 😉 Pakujemy sakwy, wsiadamy na rowery i tniemy w dół! Po drodze porzucamy na chwilę rowery i idziemy w górę fajnego leśnego strumienia, żeby zobaczyć Kaskady Myi, okoliczną atrakcję! Po powrocie do rowerów wita nas puchaty lis, idący dostojnie kilka metrów obok nas i patrząc na nas z obojętnością chyba lekkim niesmakiem. Nie umiem czytać za dobrze lisich min… Dalej mkniemy w dół bardzo szybko. Te kilkukilometrowe zjazdy w dół w jesiennej scenerii dają nam niesamowitą radość! Dają też odrobinę strachu, który pojawia się zwłaszcza przy prędkościach dochodzących do 70 km/h. Do Jeleniej Góry docieramy przed czasem. Możemy jeszcze spokojnie kupić drożdżówki na podróż i powspominać najciekawsze fragmenty naszej kilkudniowej rowerowej przygody! Izery i Karkonosze to piękny rejon. Na pewno wrócimy tam jeszcze!

 

W przygodzie udział wzięli: Bartosz G., Michał G., Piotr C.

Pełna trasa jest dostępna na traseo https://www.traseo.pl/trasa/petla-karkonosze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *