W weekend w połowie kwietnia odbyła się druga edycja klubowej imprezy mającej przybliżyć osobom nie chodzącym po jaskiniach tą tematykę – “Moja pierwsza jaskinia”. Wzięło w niej udział 24 uczestników z poza klubu oraz podobna liczba klubowiczów. Przez dwa dni “zmagaliśmy się” z 10 jaskiniami, w tym takimi perełkami jak Jaskinia Brzozowa czy Jaskinia Wierna. Nie zabrakło również części nieoficjalnej przy ognisku, jak przystało na wyjazd za miasto.
Poniżej przedstawię relację z perspektywy jednej z grup.
Zwiedzanie zaczęliśmy od jaskini Pod Sokolą Górą. Tutaj, na zejściu ubezpieczonym liną, a następnie w obszernym korytarzu i sali końcowej nastąpiło pierwsze zetknięcie z “prawdziwą” jaskinią. Oglądamy ją dość szybko i ruszamy dalej, w kierunku jaskini Olsztyńskiej. Po drodze rzucamy tylko okiem na otwory kilku najbardziej znanych jaskiń tego obszaru.
Docieramy wreszcie pod otwór, omawiamy przebieg akcji i zanurzamy się w mroczne korytarze. Kolejne bliskie spotkanie z jaskinią dostarcza nowych wrażeń. Pojawiają się nacieki, zamknięte przestrzenie oraz ciemność. Pierwszą prawdziwą dawkę adrenaliny dostarcza jednak dopiero przeciskanie się bardzo niskimi korytarzami BAKKu. To tutaj część osób odkrywa, że jaskinie to nie ich świat lub wręcz przeciwnie, że mogliby bez końca zwiedzać podziemne zakamarki. Wychodzimy trochę ubłoceni oraz lekko poobijani. W ten sposób kończymy zmagania w tym rejonie.
Jedziemy kilka kilometrów na północ w Góry Towarne. Tutaj czeka nas trawers między otworami jaskiń Towarna i Dzwonnica. Zaczyna się niewinnie, wysokie i ładnie myte stropy, fantazyjnie wymyte ściany oraz zielone, dające po oświetleniu złote refleksy porosty. Niestety cieszące oko odcinki kończą się niebawem, robi się też znacznie ciaśniej oraz kamieniście. Kulminacją jest przełaz prowadzący do meandra – najpiękniejszej części jaskini. Przemierzamy go na całej długości, podziwiamy i rozmawiamy o procesie, który wytworzył te formy. Niestety, znów trzeba kierować się do wyjścia. Tam jeszcze ostatnia przeszkoda, trochę gimnastyki i jesteśmy na zewnątrz.
Ponownie zmieniamy rejon, tym razem jedziemy na zachód. Naszym celem jest Zielona Góra oraz znajdująca się w niej jaskinia – jaskinia W Zielonej Górze. Znajdujemy ją dość szybko po krótkim spacerze przez lesie. Tym razem niespodzianką dla zwiedzających nie są ciasne przełazy czy błoto, ale piękne kolumny naciekowe. Przechadzamy się pośród nich podziwiając kształty oraz kolory.
Tak kończy się nasz pierwszy dzień zwiedzania. Pędzimy na obiad oraz wieczorne atrakcje.
Rano jedziemy pod jaskinię Brzozową. Na miejscu jesteśmy o czasie, niestety dziura jest jeszcze zamknięta. Daje nam to szansę na szybkie odwiedziny jaskini Ludwinowskiej. Oglądamy jej duże sale, kotły wirowe w stropie oraz żelazny punkt programu – kominek z wylotem w kształcie serca. W międzyczasie wejście do jaskini Brzozowej zostaje otwarte, co pozwala nam z miejsca przystąpić do jej zwiedzania. Chodzimy korytarzami przypominającymi labirynt, podziwiamy nacieki oraz jedyne na Jurze misy martwicowe. W kilku miejscach znajdujemy szczątki kostne zwierząt, które w odległej przeszłości zakończyły tu swoje życie. Jest to najdłuższa odwiedzona przez nas jaskinia. Spędzamy w jej czeluściach kilka godzin i opuszczamy ją z lekkim smutkiem. Na pocieszenie zostaje ostatni punkt dzisiejszego programu – jaskinia Wierna.
Na zwiedzanie jej niestety mamy niewiele czasu. Mała grupa wchodzi do środka. Grotołazi wychodzą bardziej niż zadowoleni, godzinę po umówionym czasie. Zostaje jeszcze zamknąć jaskinię i można pędzić na obiad. Niestety, jak to często w takich przypadkach bywa, coś idzie nie tak. Pokrywa zabezpieczająca wejście nie chce z nami współpracować. Na próbach jej właściwego ustawienia schodzi nam kolejna godzina. W końcu udaje się i można ruszać na zasłużony obiad.
Tak kończy się pierwsza przygoda jaskiniowa kilkorga śmiałków i ich przewodników. Zostaje tylko zjeść obiad, spakować się i można ruszać do domu.
Michał Smaga