Czy inauguracja wejścia w grono „karcianych” może być luksusowa? Oczywiście – trzeba tylko odpowiednio wybrać cel akcji :D.
Historia jak zawsze zaczyna się gdzieś w nieznanych zakamarkach umysłu kierownika/kierowniczki akcji. Kolejny raz potwierdziła się teoria, że grotołazi mają chyba jakąś dodatkową szufladkę w głowie. Taką, której nie mają zwyczajni śmiertelnicy i która otwiera się w najmniej oczekiwanym momencie ;). Tym razem szufladka otworzyła się w głowie Ani K. (znanej również jako Brawurka;) i ukazała jej oczom cel, do którego droga długa, często ciasna i męcząca ;). „Ptasia Studnia, Nowe Dno. Taaak. Chcesz tam dotrzeć, chcesz się poprzeciskać, chcesz ponabijać sobie trochę siniaków”.
Coś kazało dowodzącej akcją Atomówce zabrać ze sobą prócz zgranej i dzielnej ekipy również najmłodszą Atomówkę, której sprawność jaskiniowa, szybkość oraz wytrzymałość były owiane tajemnicą.
Żaden opis, żadne plany nie działają na Bajkę tak, jak ilość lin jaka ma być potrzebna w jaskini… Blady strach padł na nią we wtorek, lecz wtedy było już za późno… Decyzja została już podjęta i wycofanie się byłoby sprzeczne z jej naturą. Nie można już było powiedzieć: „To ja jednak może popociągam za sznurki w sobotę?” bo karty już zostały rozdane. Na wieżowym posterunku pozostała Bójka, a Brawurka i Bajka miały na tę sobotę inne zadania.
Na pomoc Bajce przyszły pracowe obowiązki, które odpowiednio znieczuliły strach ;). Skutki ich odczuwalne były co prawda jeszcze w sobotę jednak „naleśniki mocy” dodały sił i bez zbędnych opóźnień ruszyła wraz z ekipą do celu.
Pogoda ekipie sprzyjała – ciepły poranek, nieśmiało wyglądające zza chmur słońce i – jak się okazało – mała ilość śniegu pozwoliły sprawnie dotrzeć do celu. Niedawna kursantka przekonała się, że przebieralnie bywają różne :). Taki komfortowy początek mógł zapowiadać tylko dobre przejście.
Pierwszy zjazd powierzono Bajce. Jak akcja to akcja. „Nie idziesz na wycieczkę, jesteś na akcji” zdawał się mówić wzrok dowodzącej.
Lekka niepewność, ale tak to tutaj zaczynamy. Jeszcze tylko trawers i można zacząć wór nr 2.
Początek zapowiada się obiecująco – fantastyczne, długie zjazdy, obszerne studnie. I to niejasne wrażenie, że przejście przez okno podczas zjazdu Studnią Palidera przeniosło akcję do innego wymiaru… Po chwili rozszerzonym z wrażenia oczom Bajki ukazuje się Sala Dantego. Taaak. Oświetlona sala może zrobić duże wrażenie, szczególnie na pierwszej „prawdziwej” pokursowej akcji. Zabawa jednak jak się okazuje dopiero się zaczyna. Nikt przed akcją nie chciał dokładnie Bajce wyjaśnić dlaczego niektórzy mają porachunki z tą jaskinią. Owszem spodziewała się, że są w jaskini miejsca owiane złą sławą. Wkrótce było dane się jej z nimi zmierzyć… Długo trwało zanim uwierzyła, że pokonanie Zacisku Klasu Lux w ogóle jest możliwe. Ba – postała w jej głowie myśl: „ może ja tu zostanę? Może do końca nie jest tak naprawdę daleko i ja… tu sobie poczekam?”. Nic z tego…zdejmuj uprząż i właź do środka. „Zmieeeścisz się. Nie tacy tędy przechodzili”. Po ciężkich chwilach stęków, jęków i paniki zacisk został pokonany. Panika jednak pozostała – „JAK JA TEDY WRÓCĘ?”. „Chodź dalej, chodź. To jeszcze nie koniec”. Kolejne zakamarki, Ślimak, Mokra Osiemnastka, Kanion, Partie Coctail-Baru.. Jeszcze trochę, już niedaleko, jeszcze jeden zacisk i… tak! Nowe Dno. Piąteczka , piątunia. Jesteśmy na miejscu. Teraz trzeba tylko wrócić ;).
Bajka nie byłaby sobą, gdyby nie spróbowała się zgubić ;). Atomówki przekonały się po raz kolejny w życiu, że… Warto przed akcją ustalić, która to jest prawa, a która lewa strona ;).
Niektóre części ciała Bajki jeszcze długo będą przypominać jak bardzo „lubi” zaciski i jak bardzo się w nich bała. Chwile zwątpienia, panika w oczach, decyzja o pozostaniu w pozycji płaszczki do końca życia… Być może nawet by do końca życia pozostała kobietą LUXusową, gdyby nie wsparcie moralne Paskudy :D.
Kolejne podejścia, chwile zastanowienia, liczenie ile jeszcze lin pozostało. Chwila zwątpienia „i gdzie ja mam teraz iść??!!”. Jeszcze trochę i już czuć zapach trawy… Tak. To zdecydowanie ostatni wyciąg i już jestem na górze :).
Po kolei do przebieralni wchodzą kolejni uczestnicy akcji. Pakujemy sprzęt, przebieramy się, cieszymy. Niezły czas :). Jeszcze tylko zejście… No właśnie. Dlaczego zejście jest wejściem? To powinno być zakazane… Uff. Jest kosówka, teraz już z górki. Cały czas w chmurze, już lekko zmoknięci docieramy do szlaku. I chwila refleksji – dlaczego szlak po remoncie sprawia, że zejście wydaje się dwa razy dłuższe? Błotko, błoto. Czy ja wciąż mam jedną parę butów, czy już dwie?
***
Zejście uwydatniło przepaść między dotychczasowymi akcjami, w których uczestniczyłam a tą. Jeśli po wcześniejszych miałam nie raz i nie dwa zbiegać na dół, to po tej każdy kolejny krok wydawał się wyzwaniem. Jeśli gdzieś podczas wcześniejszych myślałam, że jestem zmęczona, to nie znałam jeszcze tego uczucia, które towarzyszyło mi pod koniec tej akcji. Jeśli wcześniej czułam się trochę jak na wycieczce, to teraz czułam się naprawdę członkiem zespołu.
I szczególnie za to ostatnie dziękuję najlepszej ekipie na świecie :). A dokładniej. Dziękuję:
Ani K. – Brawurce – za propozycję dołączenia do ekipy
Asi M. – Paskudzie – za wsparcie w chwilach zwątpienia 😉
Piotrkowi Ch. – Chrzanowi – za niezostawienie mnie po drodze i pomoc w odnalezieniu drogi do wyjścia 😉
Herbertowi N . – za wsparcie 😉 Ty już wiesz gdzie i jak dosłownie 😉
Całej wspaniałej ekipie – za cierpliwość, rady, pomoc w przygotowaniach, za czekanie, za wsparcie „spożywcze” :), za to poczucie, że mimo iż najsłabsza – to jestem częścią zespołu. Jesteście absolutnie fantastycznymi jaskiniowymi kompanami :).
P.S. Mój chory umysł już podpowiada mi, że to nie byla ostatnia moja jaskiniowa akcja ;). Siniaki na rękach co prawda sprawiają mi nieco bólu, gdy piszę te słowa, jednak przypominają o tym, że jeśli się bardzo chce, to naprawdę można :).
Jeszcze raz dziękuję Ekipo :D.
Tekst: Joanna Wolańska