OD SPANIA SIĘ ODCHODZI

Pomysł na wypad do Galerii Wileńskiej w systemie jaskini Mala Boka – BC4 (Polska Jama) kiełkował już od paru lat w głowach uczestników letnich wypraw w słoweński Kanin. Galeria Wileńska z uwagi na dużą odległość od obydwu otworów wymagającą działania z biwakiem, była sporadycznie eksplorowana przez Słoweńców. Parę lat temu porzucili oni zupełnie eksplorację Małej Boki skupiając się na innych problemach. Galeria rozwija się w kierunku eksplorowanej przez nas od kilku lat jaskini BC 10 głębokości 863 m. Ponieważ dotarcie na przodki w dolnej części BC 10 jest skrajnie trudne pomyśleliśmy o zbadaniu rejonu potencjalnego połączenia od strony Boki.

Do wyjazdu przybliżył nas wypad zimowy w grudniu 2014, podczas którego trzech uczestników wyprawy (Paweł Ramatowski, Piotr Sienkiewicz i Andrzej Witas) w rekordowym czasie 13 godzin i 20 min. pokonało trawers systemu od dołu do góry. Akcja poprzedzona była wcześniejszym rekonesansem w dolnej partiach Małej Boki.  Największą obawę przy niestabilnej pogodzie budzą syfony, które w przypadku odwilży zamykają odwrót już we wstępnych partiach. Górna część systemu, czyli BC4, była już większości z nas znana.

Wybraliśmy, podobnie jak rok temu, termin między Bożym Narodzeniem a Sylwestrem.

Pogoda, wręcz wiosenna, nie napawała optymizmem, ale telefony i maile do słoweńskich grotołazów trochę nas uspokoiły. Warunki były podobno idealne, czyli bardzo sucho, a prognozy stabilne. Zebranie ekipy jak i wybór auta odbył się na kompletnym spontanie. Padło na Peugeota Partnera Felka jako najbardziej pojemny. Wygląd jak i stan techniczny pojazdu wzbudzał nasze wątpliwości. Na szczęście auto okazało się zdecydowanie lepiej toczyć niż wyglądać. Jedynym mankamentem była tylna klapa mająca tendencje do niespodziewanego otwierania w trakcie jazdy, czemu próbowaliśmy zaradzić zabezpieczając ją na szybko …bandażem.

Wyruszyliśmy 27 grudnia w południe. Po szybkiej aprowizacji w markecie jazdę przerywały już jedynie częste postoje na domknięcie klapy. Bagażu udało się nie zgubić i w środku nocy dotarliśmy na parking przy wodospadzie Boki. Stamtąd prowadzi wygodna turystyczna ścieżka do dolnego otworu Boki. Założyliśmy przed wyjazdem spanie bez kwatery, której znalezienie przed Sylwestrem w rozsądnej cenie graniczyło z cudem.

Noc spędzona pod chmurką na mrozie zaciągającym od rzeki dała nam się we znaki. Po około 2-3 godzinach snu w telepie i szybkiej przebierce podzieliliśmy się na dwie ekipy. Many z Piotrem jako “biegacze” mieli pędzić na przodek, a reszta zespołu, jako ekipa zabezpieczająca z większym prowiantem miała swoim tempem dołączyć do chłopaków już w samej Galerii. Pożegnaliśmy chłopaków i skończyliśmy w spokoju śniadanie. W promieniach wschodzącego słońca ruszyliśmy żwawo do otworu, który znajduje się 15 minut drogi od parkingu. Ledwo ciurkający wodospad Boki, który nawet zimą potrafi mocno huczeć napawał optymizmem.

W jaskini poruszaliśmy się bez większych problemów, ale z przerwami na orientację, szybkie foty i ogólną kontemplację jaskini. Mała Boka oferuje szeroki wachlarz wrażeń jaskiniowych jak: wysokie, obszerne gangi, ciasne przełazy, studnie, trawersy nad studniami i jeziorkami, brodzenie przez parę kilometrów w podziemnym potoku i zapieraczki. Dodatkowe doznania i zjeżony włos na głowie zapewnia słoweńskie oporęczowanie jaskini: zjazdy z jednego punktu, rdzenie lin na wierzchu, spity wbijane “eksploracyjnie” i pamiętające czasy pierwszych odkrywców. Staraliśmy się iść minimalnie obciążając punkty i pilnie obserwując rozgałęzienia, których było bez liku. Zagubienia drogi uniknąć się nie udało, ale ratował nas zabrany w formie papierowej plan i przekrój jaskini. Zaczęliśmy nawet zjazd starym, jak się później okazało, równoległym ciągiem do Galerii. Gdyby nie zasolony, nieotwieralny karabinek na odciągu pewnie byśmy się minęli z pierwszą ekipą. Dość ważnym drogowskazem był silny ciąg powietrza, który jednak na powrocie okazał się mylący. Humorystycznym i smacznym akcentem była puszka… piwa, która zupełnie przypadkowo znalazła się w szpeju i zwiedziła całą jaskinię. Została szybko rozdysponowana do kanapek na słoweńskim biwaku.

Po ośmiu godzinach spotkaliśmy chłopaków dokładnie przy połączeniu Małej Boki i BC4. Piotrek i Many byli lekko zmęczeni, za to bardzo zadowoleni, bo puściło maksymalnie. Jak się okazało, Słoweńcy skupili się głównie na wspinaniu do góry kominów, pomijając boczne ciągi. Korytarze o podobnym charakterze jak przodki w BC 10 i rozwinięte w kierunku tej jaskini wyglądają bardzo obiecująco. Odczuwalny jest też wyraźny przewiew. Chłopcy przebiegli w sumie kilkaset metrów odnóg, ale z uwagi na ograniczony czas zdecydowali się na odwrót.

Na powrocie nie obyło się bez małych przygód, jak kilkukrotne zgubienie drogi czy kąpiele w jeziorkach. Bardzo mylący okazał się przewiew, który w kierunku Galerii wiódł nas w miarę bezbłędnie. Przykładowo mały trójkątny otwór, gdzie powietrze dosłownie wyło, gdy szliśmy do góry, w drodze powrotnej był zupełnie cichy i bezwietrzny.

Około godziny 4 rano spotkaliśmy się wszyscy w sali wejściowej. Byliśmy kompletnie przemoczeni i z lekko tnącym się filmem z niewyspania. Perspektywa kolejnego spania na mrozie przegrała z decyzją natychmiastowego powrotu do kraju. Zmieniając się gęsto za kółkiem i co chwila domykając tylną klapę udało się dotrzeć wieczorem do Krakowa. Cała akcja z dojazdem z Polski odbyła się zasadniczo w ciągu 2,5 dnia. Po całej eskapadzie piwo i pizza u Pabla smakowały równie dobrze jak te tradycyjne powyprawowe w Bovcu.

Galeria Wileńska wymaga zadziałania zdecydowanie dłuższego niż jedna akcja, w oparciu o biwak i z poprawą poręczowania, które zwyczajnie “śmierdzi trupem”. Temat jest bardzo ciekawy pod kątem letniej wyprawy w Kanin z działaniem od strony Polskiej Jamy. Niestety polskie poręczowanie BC 4 zostało dość niechlujnie i niebezpiecznie “uproszczone” przez Włochów stąd jakiekolwiek akcje w Galerii Wileńskiej będą musiały być poprzedzone sprawdzeniem, wymianą lin i punktów na 900 metrach pionu.

Wyjazd do Małej Boki odbył się w dniach 27-29 grudnia 2015.

Uczestnicy: Kaja Fidzińska KKTJ, Marcin Feldmann (Feluś) WKTJ GRJ, Mariusz Mucha (Many) i Piotr Sienkiewicz obydwaj STJ KW Kraków, Jan Poczobut SW

Tekst: Jan Poczobut

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *