Kartowanie Jaskini Miętusiej Wyżniej, cz. 1

Autorzy: Michał Smaga, Radost Waszkiewicz

Chciałbym podzielić się z Wami historią, która trochę niespodziewanie rozpoczęła się w czasie obozu zimowego 2024. O tym, jak pogoda może pokrzyżować piękny plan oraz o tym, jak naprędce sklecony jak plan B okazał się równie ekscytujący.

Kilka tygodni przed rozpoczęciem obozu, w kilkuosobowej grupie zaczynamy organizować wyjścia do Jaskini Miętusiej w celu ponownego jej skartowania. Mamy nadzieję, że zdołamy zmierzyć partie od wejścia do Syfonu Zielonego Buta, narysować nowy plan i przedstawić go na Jubileuszu Klubu. Przygotowania idą pełną parą, planujemy kolejne akcje, kupujemy brakujący sprzęt, doczytujey opis jaskini oraz historię jej eksploracji.

Na kilka dni przed wyjazdem, ku naszemu wielkiemu rozgoryczeniu, pogoda zaczęła się zmieniać. Miejsce opadów śniegu zajęły opady deszczu, a temperatury w dzień jak i w nocy rzadko kiedy spadały poniżej zera – cóż, bywa i tak. My jednak trzymamy się planu.

W końcu ruszamy na akcję, a relacje ekip chodzących do Miętusiej w dniach poprzedzających nasze wyjście mówią, że poziom wody „jeszcze daje radę”. Na podejściu rzeczywistość zaczyna sugerować nam, że nie wszystko może pójść po naszej myśli. Pokrywa śnieżna jest mocno nasiąknięta wodą i co rusz zapada się pod nogami. Po wejściu do jaskini, dostajemy kolejny komunikat, tym razem taki, który pozbawia nas złudzeń – dnem Rury płynie potok. Po wyjściu z Rury w jaskini też nie jest lepiej. Ze stropu kapie deszcz, a Wiszący Syfonik zamknął przed nami drogę w głąb jaskini. W takich warunkach nie sposób działać zbyt długo. Po godzinie dajemy za wygraną i wychodzimy z prawie zerowym urobkiem. 

Na bazie, po ogrzaniu się, wysuszeniu oraz burzy mózgów zapada decyzja – kartujemy Miętusią Wyżnią. Tak więc kolejnego dnia bez większego planu oraz rozpoznania tematu ruszamy do dziury. Działamy w dwóch trzyosobowych zespołach. Kartujemy ciąg główny i niektóre, większe „boczki”. Na tej akcji docieramy z pomiarami do Suchego Dna. Humory dopisują, w końcu w porównaniu do dnia poprzedniego, pomimo mało komfortowych gabarytów jaskini, udaje się bez przeszkód mierzyć kolejne metry. Nic nie leje się na głowy, a w ciaśniejszych miejscach można nawet poleżeć na suchutkim rumoszu. Jedyne na co tego dnia narzekamy, to brnięcie w rozmoczonym śniegu. To ostatnie niestety nie ulegnie zmianie do końca wyjazdu.

Nazajutrz kartując w tym samym składzie, robimy uzupełnienia tego, co stworzyliśmy dnia poprzedniego, a dzień kończymy dochodząc do Syfonu Błotnego. Tu czeka na nas pierwszy zestaw pytań: w jaki sposób zlewarować syfon? Czy zdołamy przejść go na wstrzymanym oddechu, tak jak nie zaleca autor pierwszego opisu jaskini? Wreszcie czy uda się zbudować układ do odpalania lewara od strony otworu jaskini, tak aby nie trzeba było za każdym razem wyczerpywać syfonu wyciągając wory pełne wody 10 metrów wyżej? Te pytania towarzyszą nam tego wieczora przy kuchennym stole.

Następny dzień spędzamy na tworzeniu planu z zebranych danych, odpoczynku oraz wymyślaniu rozwiązania problemu Syfonu Błotnego.

Dzień czwarty rozpoczynamy w składzie okrojonym do jednego zespołu. Niestety w ten sposób będziemy pracować do końca wyjazdu. W kierunku syfonów ruszamy z dość mglistym planem, ale dużą determinacją do rozwiązania problemu. Pierwszy syfon osuszamy w sposób tradycyjny, wyczerpując wodę worem i transportując ją 10 metrów wyżej, aby ją wylać do korytarza biegnącego ku przodkowi w zachodniej części jaskini. Po przejściu ciasnego błotnego przełazu przystępujemy do kolejnych działań. Jedna osoba za pomocą pompy zęzowej zaczyna odpompowywać Syfon Paszczaka do otworu, który znajdujemy w ścianie, pozostali montują węże ze złączami w Syfonie Błotnym, tak aby następnym razem udało się zalać lewar za pomocą pompy. Zespół hydrauliczny kończy zadanie pełnym sukcesem. Do zbudowania układu używamy węży walających się w bezładzie po dnie Syfonu Paszczaka oraz przyniesione przez nas złącza kłowe.

Ku naszemu zdziwieniu oraz wielkiej radości, odpompowywanie wody do otworu w ścianie powoduje widoczny jej ubytek, a obawa że odpompowywana woda wróci do syfonu jakąś szczeliną okazuje się nie mieć podstaw. Dzień kończymy pełnym sukcesem, mamy już możliwość startu lewarowania pierwszego syfonu bez moczenia się. W drugim syfonie widzimy całkiem duży prześwit. Zbieramy też pomiary odcinka pomiędzy syfonami. Wracając na bazę dyskutujemy jeszcze o opisie jaskini. Dlaczego przejście Syfonu Błotnego na wstrzymanym oddechu jest niezalecane? Znając już jego prześwit wszyscy zgadzamy się, że powinno to być stanowczo zakazane.

Dzień piąty rozpoczynamy od wielkiego testu – sprzed pierwszego syfonu odpalamy lewar, aby opróżnić go z wody, która napłynęła przez noc. Działa za pierwszym razem i po kilku minutach poziom wody w syfonie opada do poziomu umożliwiającego przejście w miarę na sucho. Zachęceni tym sukcesem kontynuujemy odpompowywanie Syfonu Paszczaka do otworu w ścianie, co finalnie się udaje i możemy przejść na drugą stronę. W syfonie przełaz także jest dość niski, na dodatek pełen półpłynnego błota. Prowokuje nas to do zadania pytania, czy aby nazwy syfonów nie zostały pomylone w opisie jaskini? Nie zastanawiamy się nad tym długo, zespół hydrauliczny ponownie rusza do pracy – zakładamy kolejny układ do zalania lewara bez przechodzenia syfonu. Robimy jeszcze krótki rekonesans za syfonem i wracamy na bazę obmyślać plan na kolejny dzień.

Ostatnia akcja upływa na kartowaniu. Zbieramy pomiary z miejsca, gdzie przerwaliśmy dwa dni temu i kartując schodzimy do przodka na Mokrym Dnie. Nie mamy niestety czasu zająć się ”boczkami”, choć krzyczą do nas z każdej strony zachęcając, aby do nich zajrzeć.

W ten sposób kończymy ”etap zimowy” naszej przygody. Z dużym niedosytem rozjeżdżamy się do domów. Na kolejne akcje musimy poczekać do przełomu maja i czerwca, kiedy we dwóch ruszamy z planem zajrzenia do niektórych ”boczków” poniżej syfonów. I tym razem pogoda zdaje się chcieć przeszkodzić nam w realizacji planu. Na cały okres pobytu w Tatrach zapowiadane są burze. Na szczęście owe burze, opady gradu oraz inne atrakcje pogodowe przewalają się nad Tatrami, kiedy jesteśmy pod ziemią, a przez trzy dni naszej działalności raz łapie nas kilkunastominutowy lekki deszczyk na zejściu. Same podejścia oraz zejścia także okazują się o wiele przyjemniejsze niż zimą, nawet mimo błota i rosy obficie towarzyszących nam po odbiciu ze szlaku.

Aby akcja doszła do skutku, musimy zacząć od osuszenia syfonów . Uzbrojeni w pompę – weterankę poprzednich akcji, ruszamy do pierwszego z nich. Montaż sprzętu oraz zlewarowanie pierwszego syfonu zajmuje około pół godziny. Wynik uznajemy za dobry, zważywszy że używamy układu wykonanego kilka miesięcy wcześniej ze starych węży. Droga wolna – ruszamy do kolejnej przeszkody. Tutaj ponowny montaż pompy i zalanie lewara. Działa. Po odłączeniu pompy zostawiamy końcówkę węża na dnie syfonu. Zabieramy się do dalszej pracy. W planie mamy kartowanie korytarzyka na Suchym Dnie, znajdującego się po lewej orograficznie stronie. Szybkie poręczowanie, kilka strzałów Disto oraz domiarów i zadanie wykonane. Można wracać na bazę. Wracając dyskutujemy o możliwości połączenia Suchego Dna z ciągiem za syfonami. Ale weryfikacja tych przypuszczeń to plan na jutro.

Kolejny dzień rozpoczynamy od zaniesienia detektora lawinowego do wzmiankowanego korytarzyka na Suchym Dnie. Następnie biegniemy sprawdzić, o ile opadł poziom wody w Syfonie Paszczaka. Poziom okazuje się bardzo niski, co prawda nie umożliwia jeszcze przejścia bez częściowego zalania, ale po ponownym odpaleniu lewara i parokrotnym przełożeniu końcówki węża w głębsze miejsce kałuży na dnie syfonu i tu droga staje przed nami otworem. Szybko pokonujemy pochylnie i docieramy do Syfonu Salome. Tu czeka na nas kolejne pytanie. Dlaczego, pomimo spuszczenia wody z Syfonu Paszczaka, ten syfonik nie został zalany i ciągle jest tylko kałużą? Gdzie w takim razie spłynął ponad metr sześcienny wody? Odpowiedź na to pytanie musi poczekać, mamy teraz ważniejsze rzeczy do zrobienia. Wyciągamy drugi detektor lawinowy i rozpoczynamy poszukiwania miejsca, gdzie Suche Dno mogłoby połączyć się z Kruchym Korytarzykiem. Wyniki są dla nas rozczarowujące. W miejscu, gdzie detektor pokazuje najmniejszą wartość – 8 m w pionie, widzimy nad sobą szczelinę. Byłaby ok, niestety jest o wiele za ciasna aby mógł się w nią wcisnąć człowiek. Szukamy dalej kolejnego dogodnego miejsca, w którym można by kontynuować poszukiwania przejścia. W małej komórce na rozwidleniu Kruchego Korytarzyka detektor pokazuje 10 metrów. Niestety tutaj szczelina jest jeszcze ciaśniejsza. W obu potencjalnych miejscach wymagałoby to prac metodami górniczymi. Z braku pomysłów, jak inaczej ugryźć ten problem, odpuszczamy. Koniec zabawy detektorami, czas na kartowanie. Pędzimy w dół ku trawersowi nad Pierwszą Studnią. Tu zaczynamy kartowanie, aby finalnie osiągając dno w studni za trawersem dotrzeć do przodka. Teraz na naszym planie mamy skartowane te same partie jaskini, co na planie dostępnym w bazie PGI. Możne nawet jest trochę bogatszy w okolicy przodków. Przystajemy na chwilę i rozglądamy się dookoła, sporo jeszcze w tym miejscu do skartowania zostało, ale to zadanie na kolejne akcje. Zaczynamy od jutra.

Ostatniego dnia ruszamy z kartowaniem komina i szczeliny nad trawersem pomiędzy studniami oraz korytarza odchodzącego poziomo z Pierwszej Studni trochę poniżej trawersu. Szczelina po kilku metrach łączy się z kominem, który udaje się wywspinać z rzadką, ale sensowną asekuracją z pętli. Komin niespodziewanie kończy się niemal płaskim sufitem, jedyną kontynuacją jest szczelina niedostępna dla człowieka, z której dość słabo wypływa woda. Wycofujemy się zjeżdżając z zaklinowanej wanty. Rura w orograficznie prawej ścianie, 20 metrów poniżej końca Kruchego Korytarzyka, biegnie równolegle do trawersu. Po kilku metrach skręca w prawo i w górę, i prawdopodobnie ma połączenie z opadającą szczeliną w lewej ścianie studni za trawersem.

Tak kończy się drugi wypad do Miętusiej Wyżniej. Wracamy z poczuciem, że plan zrealizowaliśmy, a kilka ciekawych miejsc czeka jeszcze na to, aby w nie zajrzeć. Na bazie, podsumowując listę “boczków”, których nie mieliśmy jeszcze czasu skartować dochodzimy do wniosku, że tych miejsc nie jest wcale tak mało i wystarczy na niejedną akcję.

W międzyczasie okazuje się, że nie jesteśmy pierwszą ekipą, która podjęła się ponownego skartowania Miętusiej Wyżniej. Poprzednie kartowanie odbywało się pod koniec pierwszej dekady XXI wieku i opisane zostało w Jaskiniach nr 53 z 2008 roku.

Do tej pory przeprowadziliśmy następujące akcje:

  1. 12/02/2024 – Jan Grzeszek (SW), Weronika Gutfeter (SW), Paweł Jarosz (SW), Stanisław Mielczarek (SW), Michał Smaga (SW), Radost Waszkiewicz (SW) – kartowanie ciągu głównego od wejścia do Suchego Dna.
  2. 13/02/2024 – Jan Grzeszek (SW), Weronika Gutfeter (SW), Paweł Jarosz(SW), Stanisław Mielczarek (SW), Michał Smaga (SW), Radost Waszkiewicz (SW) – kartowanie ciągu głównego do Syfonu Błotnego
  3. 15/02/2024 – Radost Waszkiewicz(SW), Paweł Jarosz (SW), Stanisław Mielczarek (SW), Michał Smaga (SW) – wybranie wody z Syfonu Błotnego oraz rozpoczęcie wypompowywania wody z Syfonu Paszczaka.
  4. 16/02/2024 – Stanisław Mielczarek (SW), Paweł Jarosz (SW), Michał Smaga (SW), Radost Waszkiewicz (SW) – wypompowanie wody z Syfonu Paszczaka oraz kartowanie przejścia przez Syfon Błotny do wejścia do Syfonu Paszczaka,
  5. 17/02/2024 – Radost Waszkiewicz (SW), Paweł Jarosz (SW), Michał Smaga (SW) – kartowanie od punktu pomiędzy Syfonem Błotnym, a Syfonem Paszczaka do przodka na dnie Pierwszej Studni.
  6. 30/05/2024 – Radost Waszkiewicz (SW), Michał Smaga (SW) – lewarowanie syfonów oraz kartowanie na Suchym Dnie.
  7. 31/05/2024 – Radost Waszkiewicz (SW), Michał Smaga (SW) – poszukiwanie połączenia pomiędzy Suchym Dnem, a Kruchym Korytarzykiem oraz kartowanie ciągu głównego od Pierwszej Studni do Przodka na dnie studni za trawersem.
  8. 01/06/2024 – Radost Waszkiewicz (SW), Michał Gabzdyl (ST) – kartowanie kominów ponad ciągiem od Pierwszej Studni do Przodka na dnie studni za trawersem oraz korytarzyka rury w Pierwszej Studni.

Uroki kartowania w Mylnej Rurze (fot.: Jan Grzeszek)

Pomiary w ciągu głównym (fot.: Jan Grzeszek)

Odpompowywanie wody z syfonu w zjeździe (fot.: Paweł Jarosz)

Hydrauliczne prace koncepcyjne (fot.: Paweł Jarosz)

Zgodnie z oczekiwaniami ekipy hydraulicznej pompa usprawniła osuszanie syfonów (fot. Paweł Jarosz)

Wyjście z osuszonego syfonu (fot.: Paweł Jarosz)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *