Sierpień, trafia się trzydniowy weekend. Jak można go wykorzystać? Wybór jest jasny – jaskinia. Po zażartej dyskusji z kolegami padło na Wielką Litworową z biwakiem i Pod Wantą na powrocie. Biwak z różnych powodów: jedno podejście, więcej czasu, dodatkowa atrakcja, nabranie doświadczenia, każdy chciał wiedzieć jak to jest.
Ruszyliśmy z Kir, potem niebieskim szlakiem na Kobylarzowy Żleb. Podejście okazało się bardzo wymagające z powodu cięższych plecaków niż zwykle. Każdy z nas oprócz szpeju, lin, niósł dodatkowo rzeczy biwakowe, prowiant i picie. Samo spakowanie tego wszystkiego w plecaki było nie lada sztuką. Wizja zepsucia się pogody mobilizowała nas do szybszego podejścia.
Około godz. 11:30 byliśmy pod otworem Wielkiej Litworowej. Przygotowanie do zjazdu zajęło więcej czasu niż zwykle – przepakowywanie rzeczy biwakowych i worowanie lin. W jaskini poruszaliśmy się głównym ciągiem, zjazd na „stare dno” to sama przyjemność. Jaskinia do tego momentu ma charakter pionowy, zjazdy 50-tkami bardzo fajne ale każdy z nas wiedział, że za tą przyjemność przyjdzie nam zapłacić wychodząc.
Po odnalezieniu miejsca biwaku nasza grupa rozdzieliła się. Kilka osób ruszyło w stronę „magla”, inni zajęli się montowaniem noclegu, przygotowaniem jedzenia i szukaniem wody. W miejscu biwaku są punkty (stare zardzewiałe ale trzymają) do zaczepienia hamaków, posiadając dłuższego repa można także zamontować go na skale. Niektórzy byli mniej wymagający i wystarczyło im rozłożenie karimaty. Po posiłku i odpoczynku rozpoczęliśmy eksplorację okolic „Sali Pod Płytowcem”. W międzyczasie wróciła grupa , która wcześniej ruszyła w stronę jaskini Śnieżnej, po krótkim odpoczynku trzy osoby ruszyły w stronę otworu – nie biwakowali. Reszta nadal poznawała zakątki jaskini kierując się w stronę Partii Zakopiańskich, sprawdzając każdą szczelinę i zakamarek.
Przyszedł czas odpoczynku. Wbrew obawom w jaskini da się wyspać. Wszędzie ciemno i zimno, a ciepły śpiwór sprawił, że sen przyszedł bardzo szybko. Po kilku godzinach snu, ruszyliśmy w stronę otworu. Na całości drogi w górę towarzyszyły nam nietoperze, latające bardzo blisko nas. Byliśmy zaskoczeni ich szybkością i zwinnością. Myśleliśmy, że transport dodatkowych worków ze sprzętem biwakowym znacząco utrudni nam wyjście. Nie było tak źle jak się spodziewaliśmy. Trzy godziny później staliśmy w studni zlotowej pod otworem. Wyszliśmy nad ranem, przywitało nas bezchmurne niebo i słońce.
Bez zdejmowania kombinezonów przeszliśmy pod otwór jaskini Pod Wantą. Poręczowanie poszło bardzo szybko i niedługo potem byliśmy na dnie. Zjazd „Dzwonem” dostarczył nam wielu wrażeń, chyba za każdym razem jak się tam zjeżdża, człowiek się kręci w kółko. Jeżeli ktoś zmarznie na dnie, to szybko można się rozgrzać wychodząc „Dzwonem” do góry prawie 50 metrów bez przepinki. Jaskinię pokonaliśmy sprawnie i bez większych problemów. Udało się też namierzyć dwa miejsca w których łapana jest woda: w sali do której zjeżdża się ostatnią 20-stką oraz w złotówce ktoś zostawił plastikowe butelki do których nacieka woda.
Nadszedł czas na powrót, przepakowaliśmy plecaki, rozłożyliśmy obciążenie na naszą pięcioosobową grupę i w drogę. Zejście również wymagające, mieliśmy wrażenie, że plecaki z każdym metrem ważą więcej i więcej. Zmęczenie dawało o sobie znać. Nogi już nie miały tyle sił co wcześniej. Piekące słońce sprawiało, że chciało się co chwila pić. Walczyliśmy ze zbliżającym się odwodnieniem.
Ostatni „kurewski kilometr” pokonaliśmy jak zwykle szybko nie dając po sobie poznać zmęczenia i trudu całej wyprawy. Na bazie do samej nocy uzupełnialiśmy „płyny” ?, rozmawiając o przebytej akcji, bogatsi o nowe doświadczenia, snując plany na przyszłość.
Osoby które biwakowały i odwiedziły dwie jaskinie:
– Jarek Dobrowolski
– Marek Lewandowski
– Magdalena Mokszan
– Michał Sikorski
– Tomasz Motoszko (Speleoklub Bielsko-Biała)
Zabrali się z nami do Wielkiej Litworowej:
– Anna Chojnacka
– Konrad Chojnacki
– Paweł Jarosz
Termin akcji 14-15 sierpnia 2020
Autor: Marek Lewandowski