Zaczyna się urlopik, więc czas na Tatry. Dzwonię po chłopaków, czyli Pawła Jarosza i Sławka Brzeziaka. Będą gotowi. Dość sprawnie, mimo piątkowego popołudnia, pomykamy na bazę do Pani Krysi. Na bazie są przy okazji kursu nasi klubowi koledzy instruktorzy. Nie obywa się bez małej integracji przy chlebie w płynie. W sobotę, 8 września, organizmy nadal sprawne, więc czas do dziury. Pomysł pada na Jaskinię Nad Kotlinami.
Nikt z naszej trójki wcześniej tam nie był. Potrzebne są nam prawie wszystkie nasze liny. Ponad 700 metrów lin na trzech to stanowczo za dużo. Istnieje tylko jedno wyjście… Iść pierwszego dnia tylko z linami. Pochmurno, ale nie pada. Jutro ma być lepiej. Przed otworem spotykamy sympatyczną ekipę z SBB.
Niedziela. Na lekko idziemy do Nadkotlin, przez dolinę Małej Łąki i Świstówki. Ile razy można tamtędy iść, a widoki niezmiennie urzekają. Piękno i spokój Świstówek kontrastują z pobliskim, gwarnym szlakiem na Giewont.
i kolejna urocza, trawiasta kotlinka, zachęcająca borówkami, by spędzić w niej więcej czasu. Otwór Jaskini Nad Kotliny jest mały.
Zupełnie nie pasujący do jaskini, gdzie dominują wielkie przestrzenie i imponujące studnie. Ponad siedemdziesięcio-metrowe studnie – Zlotówka, Studnia Szywały i stumetrowej wysokości Setka to czołówka największych tatrzańskich studni.
Zapakowaliśmy z linami 4 wory. Wory, tłuściutkie jak świnki. Jeden z nas musi iść z dwoma worami. Mała studzienka. Zjeżdżamy na sam dół i mamy ciasnoty. Walka z worami nas trochę wyczerpuje. Okaże się, że trzeba było iść wygodnym korytarzykiem, odchodzącym z połowy studni. Błąd zrozumieliśmy podczas wychodzenia.
Studnia z Mostami. Smutne miejsce. Tu wydarzył się tragiczny wypadek Waldemara Muchy. Grotołaz został uderzony kamieniem w głowę. Tablica pamiątkowa uświadamia nam, ze mimo zachowania przez nas zasad bezpieczeństwa, jaskinie to niebezpieczny świat.
Fot. Studnia z Mostami – „Martwym ku pamięci, żywym ku przestrodze”
Niżej kolejne smutne miejsce. Studnia Szywały w której zginął, podczas przyboru wody, w wyniku wyczerpania Witold Szywała.
Fot. Jedne z nielicznych nacieków w jaskini w bocznym korytarzyku.
Studnia Szywały, poręczówka w górę i Obejście Gliwickie. Idziemy Obejściem. gdyż nie mamy 120-metrowej liny. Poza tym wychodzenie nią trwało by zbyt długo. Dno Studni Setki. Jeszcze kilka krótkich zjazdów i znajomy widok. Wodociąg.
Dotarliśmy. Udało się. Teraz tylko ta cięższa część akcji, wychodzenie do góry i reporęczowanie. Nagrodą jest wschód słońca.
Część lin pakujemy do worów na akcję w Jaskini Małołąckiej, znajdującej się 70 metrów od Jaskinia Nad Kotlinami. Resztę znosimy na bazę.
11 września jesteśmy pod Jaskinią Małołącką.
Otwór jest bardzo niepozorny i łatwo go przeoczyć.
Jaskinia jest jedną wielką Studnio-pochylnią, rozdzieloną półkami. Na półkach sporo rumoszu. Strącony kamień rykoszetuje nawet do dna. Jest więc decyzja, wory transportujemy na plecach zamiast pod nogami, by nie ubić kolegi.
Zjazd, zjazd i mam niespodziankę. Trzymam w dłoni węzełek zabezpieczający koniec liny. Na końcu liny, na termokurczce opis „60 m”. Któryś z chłopaków zamiast 80 metrowej liny zapakował 60 metrową. Po zlikwidowaniu przepinki i dojeżdżamy do półki, ale nadal brakuje ok. 10 metrów do dna. Trudno. Kiedyś akcję trzeba będzie powtórzyć. Wychodzimy.
Dzień jest jeszcze młody więc udajemy się do Jasnego Awenu. Znajdujący się 40 metrów od otworu Jaskini Nad Kotlinami otwór, jest trudny do przeoczenia, ze względu na swoje rozmiary.
Z zawaliska uchodzi boczny ciąg, kontynuujący się w stronę jaskini Nad Kotlinami.
Szeroki otwór powoduje, że ląduje tam wiele rzeczy zwianych ze szlaku lub wpadających wraz z lawiną. Stąd na dnie studni sporo toreb foliowych, plastikowych butelek i czapek. Aż przykro patrzeć. Postanawiamy to pozbierać.
Następnego dnia pochodzimy trochę turystycznie. Zapowiadają piękną pogodę.
Autor: Hubert Kolasiński
Foto: Paweł Jarosz, Hubert Kolasiński