Jemy spokojnie śniadanie w naszym „obozie” znajdującym się tuż obok Divaškiej Jamy, kiedy nagle z krzaków wyłania się Szaszlik, chwyta wielki kawał sera przygotowany na wyjście do dziury przez Anię i ucieka w kierunku kryjówki z pustaków. Ania – miłośniczka kotów, ale chyba bardziej sera – rzuca się na ratunek (sera – nie kota). Lecą niecenzuralne słowa i groźby, ale jest już za późno. Kocisko dobrze wie co robi i nie ma zamiaru dobrowolnie zrezygnować z przekąski. Ania złorzeczy, ale złość szybko mija. Następnego dnia kupujemy w sklepie lokalnego „Whiskasa” i w ten oto sposób Szaszlik staje się pełnoprawnym członkiem wyprawy. Jest nas zatem ośmioro: ja, Ania, Betka, Madzia, Piotrek, Bartuś, Herbert i Szaszlik – nasz słoweński SPELEOKOT :).
Plan jest dosyć ambitny – chcemy zobaczyć wszystko i wszędzie – łazić po dziurach, wspinać się, plażować, zwiedzać i lenić. Na liście „must to see before I leave Slovenia” znajdują się takie atrakcje jak Jaskinia Postojna, Jaskinie Škocjanskie, zamek Predjama, Ljubliana, Piran, Isola i Triest, ale także mniej lub bardziej znane jaskinie nieturystyczne: Kačna Jama, Abisso di Trebiciano (Włochy), Gradišnica, czy jaskinie w rejonie Laze. Plan zaawansowany (dla tych co mają dwa tygodnie urlopu) uwzględnia także wejście na Triglav i inne szczyty Alp Julijskich, wspinaczkę w Črnim Kalu, spacer wąwozem Vintgar, wycieczkę do Bledu, Bohinja i nad wodospad Savica. No ale o tych wszystkich niejaskiniowych atrakcjach pisać nie będę – w końcu jesteśmy grotołazami ;).
Celem nadrzędnym wyjazdu jest zjazd spektakularną studnią wlotową Kačnej Jamy. Studnia ta ma ok. 230m głębokości przy czym ok. 180m to pionowa lufa. Co ciekawe zjazd odbywa się w dużej mierze w świetle dziennym, co znacząco wpływa na morale i doznania psychiczne grotołazów. Poręczowanie Kačnej przypada Bartkowi, który wytypowany zostaje na drodze ciągnięcia słomek. Początkowo zjeżdżamy prawą, bardziej obrośniętą i mniej eksponowaną częścią studni. Po kilkudziesięciu metrach okazuje się jednak, że dalsze poręczowanie jest niemożliwe, gdyż średnice wystających ze ścian kotew są większe niż standardowo stosowane i nasze plakietki do nich nie pasują. Robimy wycof i decydujemy się na zjazd drugą stroną. Tutaj kotwy i spity są już „normalne”. Zjazd całej ekipy trwa dosyć długo. Wszelkie operacje linowe i sprzętowe nad taką czeluścią przyprawiają o szybsze bicie serca, a każda czynność trwa dłużej niż normalnie. Problemem jest też długa i ciężka lina, która w górnej części studni nie bardzo chce współpracować z rolką. Szczęśliwie wszyscy docieramy na dno. Jest nim ogromna komora z widocznymi wysoko w górze otworami. Mimo najmocniejszych czołówek komorę tą trudno w całości objąć światłem. Dopiero obserwowanie przemieszczających się po linie kolegów daje pewne pojęcie o całkowitych wymiarach sali. Dalsza część jaskini zachwyca bogactwem nacieków i przestronnymi komnatami, porozdzielanymi niewysokimi progami. We wszystkich trudniejszych miejscach znajdują się drabinki, liny bądź wystające ze ściany pręty służące za stopnie. W końcu docieramy do zalanego wodą korytarza. Jesteśmy przygotowani na taki rozwój wypadków – wyciągamy pompkę i dwuosobowy ponton. Naszymi gondol-jamerami zostają Piotrek i Bartek. Doznania prawie jak w Wenecji i – ubiegając pytanie – nie, wcale tam nie śmierdzi ;). Po drugiej stronie kanału charakter jaskini zmienia się. Dno wypełniają naniesione przez wodę – piasek i muł. Jeszcze ok. dwóch godzin wędrujemy przestronnymi korytarzami i wydaje nam się, że jesteśmy stosunkowo blisko aktywnego cieku wodnego, o czym świadczą liczne żyjątka i naniesiona z zewnątrz materia organiczna. Niestety z uwagi na późną porę decydujemy się na odwrót. Na deser zostaje jaskiniowa „gondola” i pałowanie 180m w górę po dyndających w ciemności linach.
Drugą ciekawą jaskinią jest położona koło Laze Gradišnica. Otwór tworzy ok. 80m głębokości pionowa studnia wlotowa, bujnie obrośnięta roślinnością. Jest pewne podobieństwo między nią a studnią wlotową Kačnej Jamy i osoby nieprzyzwyczajone do długich zjazdów mogą się tutaj psychicznie przygotować na wejście do tej drugiej. Podobno jaskinia kończy się olbrzymią komorą wypełnioną kilkumetrowej wysokości błotnymi wydmami oraz wodą. Niestety do osławionej komory nie docieramy, gdyż przewodnik, którym się posługujemy (Cave quide to Slovenia Iana Bishopa z 1997r), podaje błędne długości lin potrzebnych na wspomnianą studnię wlotową. Mimo to zjazd do Gradišnicy bardzo nam się podoba i prawdopodobnie kiedyś do niej wrócimy. Dojście do Gradišnicy jest bardzo dobrze oznaczone. W kluczowym momencie znajduje się wyraźna, niemożliwa do przeoczenia (hahaha) strzałka z nazwą jaskini, a sam otwór otoczony jest barierką zabezpieczającą.
Na uwagę zasługują również pozostałe jaskinie okolic Laze opisane w przewodniku Iana Bishopa. My udajemy się na jednodniowy „cave walk” podczas którego zwiedzamy cztery najciekawsze (naszym zdaniem) dziury. Trasa oznaczona jest czerwonymi trójkątami, ale trzeba być bardzo czujnym, żeby nie zgubić właściwej ścieżki, gdyż w wielu miejscach oznaczenia są nieczytelne bądź nie ma ich wcale. Szlak prowadzi mało uczęszczanymi ostępami leśnymi, a krajobraz jest iście księżycowy. Co chwilę natykamy na lej krasowy bądź inne zapadlisko, a orientacja w terenie jest tu naprawdę trudna. Pierwszą jaskinią, którą decydujemy się odwiedzić jest Jama Za Teglovko, której wejście tworzy 4m szerokości i 20m głębokości studnia. Jaskinia znajduje się dosłownie 1m od oznaczonej ścieżki i nie jest w żaden sposób zabezpieczona. Kości znajdujące się na dnie studni wlotowej świadczą o tym, że bywa ona śmiertelną pułapką dla nieostrożnych zwierząt (a może i ludzi…). Sama jaskinia nie jest szczególnie ciekawa. Rozpościera się na długości ok. 148m, a jej ściany zdobią nieliczne nacieki. Jaskinia, którą raz w życiu można odwiedzić, ale raczej nie planujemy do niej wracać.
Dużo ciekawsza jest Jama na Meji (długość ok. 150m, głębokość ok. 88m). Otwór tworzy sześciometrowej szerokości studnia wlotowa z kilkoma przepinkami i bogatą szatą roślinną. Po ok. 50m zjazdu docieramy do obszernej komory i dalej stromym korytarzem kierujemy się w dół, aż do wypełnionego głazami ciasnego przejścia. Za nim znajduje się kolejna komnata z pięknymi naciekami w tym jednym, naprawdę szczęśliwym stalagnatem, o czym świadczy załączone zdjęcie pt.: najbardziej przytulony naciek na świecie ;).
Pozostałe dwie jaskinie nie wymagają użycia liny. Pierwsza z nich – Vranja Jama – położona jest w sporych rozmiarów zapadlisku krasowym, a olbrzymi otwór wejściowy znajduje się w eksponowanej skalnej ścianie sprawiającej wrażenie niesamowicie przewieszonego, imponującego klifu. Otwór jest na tyle duży, że wewnątrz jaskini tworzą się chmury. Jaskinia rozwija się poziomo, jest obszerna i bardzo ciekawa. Wejść do niej może właściwie każdy i nie wymaga ona jakiegoś specjalnego przebrania. Co ciekawe, podobno w zalanych wodą dolnych korytarzach, widziano osławionego Proteusa. Warto również wspomnieć o grafitti zdobiących ściany Vranjej Jamy. No cóż… Są one dosyć… specyficzne;). Jaskinia ta połączona jest ciągiem ubezpieczonym stalowymi drabinkami i poręczówkami z jaskinią Marzla Jama.
Ostatnią odwiedzoną przez nas dziurą jest dwuotworowa Skednena Jama. Jaskinię pokonujemy trawersując ok. 200m obszernym, podziemnym tunelem, którego wyjście znajduje się w skalnej ścianie sąsiedniej doliny. W skrócie: bardzo przyjemny spacer dla dzieci, emerytów bądź zakochanych par ;).
Oczywiście w czasie pobytu na Słowenii grzechem byłoby nie odwiedzić Jaskini Postojnej. My oczywiście sumiennie wypełniamy obowiązek każdego porządnego turysty i udajemy się na podbój najdłuższej jaskinii turystycznej Słowenii. Postojna ma blisko 20 km podziemnych sal i korytarzy, i została udostępniona turystom już na początku XIX wieku. Początkowy, czterokilometrowy odcinek jaskini (tzw. Stary Korytarz) pokonujemy kolejką elektryczną (ale serio? to tak można?), a pozostałe 1,7 km pieszo. Trasa turystyczna przebiega starym korytem rzeki Pivki, która wydrążyła spektakularne sale i korytarze jaskini. Wokół mnożą się zadziwiające formy skalne – kolorowe stalaktyty, stalagmity, kolumny, draperie i polewy. Jedną z atrakcji Postojnej jest występowanie bezokiego płaza – odmieńca jaskiniowego zwanego przez Słoweńców ludzką rybką. Jak dla mnie jest tu zdecydowanie za głośno, zbyt tłoczno i bardzo komercyjnie. Do tego te wszystkie zakazy i nakazy. Zdecydowanie wolę wyjścia nieturystyczne i nie planuję tu więcej wracać.
Dużo większe wrażenie od Postojnej zrobiły na mnie Jaskinie Škocjanskie. Jest to zespół jaskiń krasowych o sumarycznej długości korytarzy wynoszącej ok. 6 km. Jaskinie te charakteryzują się znaczną wysokością komór i korytarzy oraz płynącą przez nie dużą podziemną rzeką o nazwie… Rzeka (slow. Reka). Reka tworzy tutaj największy podziemny kanion w Europie. Jest on wysoki na ponad 100 metrów, a jego długość wynosi ok. 3 km. Znaczna część trasy turystycznej wiedzie wykutymi wysoko w skale korytarzami, wąskimi mostkami i galeriami zawieszonymi kilkadziesiąt metrów nad korytem Rzeki. Podziwiać stąd można dawny przebieg zniszczonej przez wodę ścieżki, a obserwator odnosi nieodparte wrażenie, że właśnie znalazł się w kopalniach Morii („Władca Pierścieni”), z której czeluści za chwilę wyłoni się Barlog… Charakterystyczną cechą jaskiń są wysokie komory i pochyłe korytarze z fantazyjnymi naciekami na ścianach. Po drodze przekraczamy spektakularny 45 m wysokości most – aż się prosi, żeby przymocować do niego linę i wykonać (nielegalny oczywiście) zjazd ;). W roku 1986 Jaskinie Škocjanskie zostały wpisane na listę światowego dziedzictwa kulturalnego i przyrodniczego UNESCO i niestety nie można w nich robić zdjęć.
Na koniec pozostaje wspomnieć o naszej chyba najdziwniejszej akcji jaskiniowej. Jest to wizyta w 329m głębokości Abisso di Trebiciano (Wochy), którą w całości (!) pokonujemy po przymocowanych do ścian drabinkach. Po pokonaniu 972 stopni w 37 ciągach drabiniastych (policzone;]) docieramy do olbrzymiej, wypełnionej piaskiem i mułem komory. Powrót tą samą drogą do najłatwiejszych nie należy. Najciekawszym wspomnieniem związanym z Trebiciano jest chyba postać Wielkiego Elektronika, jak nazywamy Sergio Dambrosi’ego opiekującego się jaskinią. No i jeszcze jedno cenne doświadczenie – świadomość, że wszelkim drabinkom w jaskiniach mówię zdecydowane NIE! ;).
Grotom Słowenii czoła stawili:
- Piotrek Chrzanowski
- Bartek Gołębiowski
- Ania Kalińska
- Beata Michalak
- Herbert Namirski
- Magda Parzych
- Joanna Magdalińska
Tekst: Joanna Magdalińska