1950-2020
Członek zwyczajny Speleoklubu Warszawskiego, nr znaczka 139, od 25 stycznia 1987 r. również członek honorowy.
W styczniu ubiegłego roku pożegnaliśmy tłumnie na brudnowskim cmentarzu Bubusia – Mirka Burkackiego. Tak ważna w dziejach klubu postać nie doczekała się dotychczas odpowiedniego upamiętnienia. Spróbuję. Choć nie jest to łatwe, bo trudno uwierzyć, że nie ma go już w kręgu klubowych weteranów. Odszedł, a dla wielu z nas nadal jest – w żywych ciągle wspomnieniach.
Urodzony 28 grudnia 1950 r. w Warszawie, do klubu zawitał na początku lat 70-tych. Trudno ustalić dokładnie kiedy, prawdopodobnie około 1972 r. We wrześniu 1974 r. dotarł do ówczesnego suchego dna Śnieżnej i to jest pierwsza odnotowana w Wiercicy wzmianka o jego jaskiniowej aktywności.
Od 1971 r. studiował wieczorowo na Wydziale Elektroniki Politechniki Warszawskiej, gdzie został też zatrudniony w grudniu 1972 r. Jego praca na Politechnice już wkrótce okazała się mieć duże znaczenie dla inwentaryzacji jaskiń tatrzańskich – ale o tym nieco dalej. Po zaliczeniu piątego roku studiów złożył pracę dyplomową, do obrony której jednak nigdy nie przystąpił.
W 1997 r. odszedł z PW zatrudniając się w firmie APS Energia SA, gdzie do końca życia pracował.
Okres jego intensywnej działalności jaskiniowej to około 10 lat od 1976 r., chociaż jeszcze w 1988 r. podejmował eksplorację w Tatrach. Dłużej – aż po lata 90-te – trwał okres niezwykle intensywnego „życia klubem”. W jego pasji jaskiniowej obok zwykłej radości obcowania z podziemnym światem, wyróżnić można trzy ważne nurty: eksploracja, dokumentacja jaskiń i działalność organizacyjna w Speleoklubie. Dwie pierwsze splatały się ze sobą, gdyż to co eksplorował – dokumentował, a prace pomiarowe bywały okazją do kolejnych odkryć.
Wśród dziesiątków odnotowanych wypraw i akcji dominowały te tatrzańskie, chociaż uczestniczył też w zagranicznych. W tych czasach termin „wyprawa” był jeszcze w Tatrach uzasadniony sposobem organizacji i działania wyjazdów klubowych, czasem trwania, a często też idącą w dziesiątki osób liczbą uczestników.
Bubuś brał udział w wielu różnych przedsięwzięciach, na pierwszym miejscu postawić jednak należy Jaskinię Wielką Litworową, w której eksploracji (a też i pomiarach) odegrał bardzo istotną rolę w latach 1977-1982. Był wówczas jednym z ekspertów od tej jaskini, jako pomysłodawca, organizator, kierownik i uczestnik wyjazdów przyczyniając się do jej znacznego przedłużenia i pogłębienia.
W lipcu 1977 r wraz z Michałem Różyczką dotarł do wstępnych partii Mieszkanka, co było wprawdzie powtórzeniem zapomnianego odkrycia z 1964 r., ale otworzyło drogę do dalszej eksploracji ciągu. W tym samym okresie z Michałem Kardasiem odkrył Partie pod Płytowcem i kilkadziesiąt metrów korytarzy nad Studnią Docenta. W kolejnym roku (30 X-3 XI) kierował biwakiem, podczas którego eksplorowano w rejonie Sali pod Płytowcem. Uczestniczył wówczas w odkryciach Korytarza z Fajką (po Przykrość) i Lufcika (z Piotrem Kulbickim) oraz Sali pod Płytą wraz z Kaskadami ponad Studnią Bociana (z Krzysztofem Walentą). Kierował też eksploracją tej samej okolicy w lutym 1979 r., gdy sam – wraz z Pawłem Żarskim – badał Partie Szeptane. Latem 1980 r. brał udział w odkrywaniu Partii za Drugą Pięćdziesiątką i Partii Waldiego.
Długość jaskini wzrastała już do ponad 2400 m, a kolejny biwak pod kierownictwem Mirka zwiększył ją do 3070 m. Odkryto m.in. kontynuację głównego ciągu za Zaciskami Boksera do głębokości -337,5 m w Maglu i do dna Bubusiowej Studni (-344,5 m) oraz szereg bocznych ciągów. W 1982 (14-16 IV) przewodził zespołowi odkrywającemu Partie Wielkanocne, gdzie osiągnięto +7 m – najwyższy wówczas punkt w jaskini. Już w sierpniu tego samego roku kierował zespołem eksplorującym Partie Szwajcarskie, rejon Korytarza Matki, Podpłytowca, Partii za Drugą Pięćdziesiątką, Partii Waldiego oraz najgłębszych rejonów jaskini. Sam działał w rejonie Korytarza Matki i Sali Renaty. Jaskinia przedłużona została o kolejne 500 m.
Zrelacjonowałem tak szczegółowo działania w Wielkiej Litworowej, gdyż z nią był Mirek wyjątkowo związany. Zorganizował jeszcze ekipę eksploracyjną w lutym 1986 r., jednak jego samego niedyspozycja wyłączyła z działania w jaskini.
Drugą jego ulubioną była Jaskinia Miętusia. Brał udział w wieloosobowych klubowych wyprawach, z których ważniejsze miały miejsce zimą 1975/1976, w 1977 i 1977/1978. Jeszcze w 1985 r. „bazowo” uczestniczył w działaniach MW-29, a 1987 (II/III) w eksploracji ponad Salą bez Stropu. Najważniejszym z miętusiańskich przedsięwzięć, w którym wziął udział, była MW-25 z najdłuższym polskim biwakiem jaskiniowym, trwającym 24 doby. Wielka, podzielona na trzy etapy akcja, zorganizowana przez Oddział Warszawski PTPNoZ we współpracy ze Speleoklubem Warszawskim w okresie od 21 grudnia 1975 r. do 15 lutego 1976 r., którą kierował Jurek Grodzicki, dała w efekcie skartowanie 2700 m korytarzy w najodleglejszych partiach Miętusiej, w tym około 1500 m odkryć. Bubuś spędził za Zielonym Butem 15 dób kartując i eksplorując. Uczestniczył m.in. w odkrywaniu partii za Gruchą w Ciągach Jubileuszowych oraz ciągu Gabinetu Psychologa w rejonie Sali Złotej Kaczki.
Osobnym tematem jest działanie Bubusia w Zespole Inwentaryzacji Jaskiń Tatrzańskich powołanym przez Oddział Warszawski Polskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk o Ziemi. W jego pracach terenowych, realizowanych przez członków klubu, uczestniczył w latach 1975-1988. Odszukiwał, lokalizował, opisywał, mierzył dziesiątki jaskiń i schronisk. Część z nich były to obiekty nowe, dotychczas niewzmiankowane w literaturze speleologicznej, na ogół niewielkie, ale czasem i większych rozmiarów – jak np. licząca 70 m długości i mająca 19 m deniwelacji Jaskinia z Mostami w Wąwozie Kraków, odkryta przez niego 5 VIII 1977 r. Brał też udział w pomiarach dużych jaskiń – jak wymienione już Miętusia i Wielka Litworowa, a także Kasprowa Niżnia.
Trudno wymienić wszystkie obiekty, w których dokumentowaniu uczestniczył – jeżeli przejrzycie tomy Inwentarza Jaskiń TPN, często natrafiać będziecie na jego nazwisko wśród osób zbierających dane terenowe, chociaż nie opracowujących ich potem autorsko. Wykonywał więc wielką, często niezauważaną później pracę. Bywał jednak także autorem. Postarałem się wyszukać jaskinie, których opisy i plany lub tylko plany firmował (jako autor czy współautor). Znalazłem ich 17 w tomach 1-7 Inwentarza. Oczywiście wyjątkowe miejsce, ze względu na swe rozmiary i ogrom włożonej pracy zajmuje wśród nich Jaskinia Wielka Litworowa, której plan, przekrój i opis opracowywaliśmy wspólnie (tom 7 inwentarza).
I tu muszę wrócić do niezwykle ważnej roli, jaką odgrywał Mirek już po powrocie z prac terenowych, w fazie opracowywania materiałów pomiarowych. Młodszym czytelnikom warto uzmysłowić, że około 40-50 lat temu to była technologicznie inna epoka. Standardowym wyposażeniem ludzi opracowujących plany jaskiń był kalkulator kieszonkowy, oczywiście taki bardziej wypasiony – z funkcjami trygonometrycznymi, na którym żmudnie wykonywało się kolejne działania. Do tego oczywiście papier milimetrowy, ekierka, kątomierz, ołówek… I tu pojawił się Bubuś z zestawem obliczeniowym, do którego miał dostęp w pracy. Był to mianowicie kalkulator programowany TEK 31 firmy Tektronix (zestaw składający się z kalkulatora, plotera i monitora), który po wprowadzeniu danych nie tylko obliczał współrzędne punktów (zapisując je na taśmie magnetycznej), ale i wykreślał ciągi pomiarowe zarówno w rzucie poziomym (plan), jak pionowym (przekrój), oczywiście w zadanej skali. Program (opracowany przez Mirka i Włodzimierza Tymowskiego) przewidywał wyrównywanie ciągów pomiarowych zamkniętych i dwustronnie dowiązanych, przez wprowadzanie odpowiednich poprawek. Możliwe było kreślenie zarówno przekrojów rzutowanych na zadaną płaszczyznę, jak i rozwiniętych. Prawdziwa rewolucja! Wykreślenie ciągu szkieletowego planu Miętusiej, zawierającego około 600 punktów pomiarowych zajmowało urządzeniu około 15 minut! Jako etatowy „inwentaryzator” miałem przyjemność odbywać spotkania służbowe z Mirkiem, dostarczając pliki tabel pomiarowych gotowych do wprowadzenia lub odbierając wyniki obliczeń i wykresy.
Jak wspomniałem na początku, z Bubusiem najbardziej kojarzy się działalność w kraju. Ale robił sobie też przerwy na eksploracyjne wyprawy zagraniczne. Wypada je przynajmniej wymienić: rok 1978 – zorganizowana przez SW pierwsza polska wyprawa działająca w hiszpańskich Picos de Europa (masyw zachodni – El Cornion), w kolejnych latach udział w kilku z serii wypraw organizowanych przez SW i WAKS w Tennengebirge do systemu Platteneckeishöhle-Berger. W 1979 r. uczestniczył w tej, która rozbudowała system dołączając Bierloch oraz działała w kolejnej, kandydującej do przyłączenia Jungebabaschacht. Zima 1980 r. przyniosła nieudane próby powiększenia systemu o Brunneckerhöhle. W 1981 r. był zastępcą kierownika. Działał w Bierlochu, gdzie podczas dwutygodniowego biwaku wykonywał pomiary i odkrywał. Był także kierownikiem klubowego wyjazdu jaskiniowego w bułgarskie Rodopy Centralne w 1979 r.
Trudno wyobrazić sobie Speleoklub lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych bez Mirka i jego aktywności na różnych polach. Brał udział w redagowaniu wielu numerów „Wiercicy”, począwszy od numeru 27 (1975). Był też autorem licznych zamieszczanych w niej tekstów. W maju 1981 r. skończył kurs instruktorski i przez szereg lat udzielał się na różnych etapach klubowego szkolenia. Brał także na siebie liczne obowiązki organizacyjne. Od grudnia 1975 do grudnia 1988 wielokrotnie wybierany do Zarządu, gdzie pełnił różne funkcje: m.in. skarbnika, wiceprezesa, a dwukrotnie prezesa. Bywał też członkiem Komisji Rewizyjnej oraz Sądu Koleżeńskiego.
Oprócz wszystkich wyliczonych powyżej osiągnięć, sukcesów i zasług był dla nas przede wszystkim wspaniałym kolegą i przyjacielem, znakomitym towarzyszem górsko-jaskiniowych przygód… Człowiekiem pogodnym, spokojnym i bezkonfliktowym, życzliwym dla otoczenia. Bywał też wesołym uczestnikiem klubowych imprez, spotkań, długich wieczornych posiadów przy stole w Suszarni, która przez kilkanaście lat była bazą zespołów inwentaryzacyjnych w Dolinie Kościeliskiej. Sądzę, że mimo smutnych okoliczności powstawania tego tekstu, warto przypomnieć takiego Bubusia pogodnym rysunkiem z Wiercicy nr 50 z roku 1984, przedstawiającym go w gronie redakcji, czuwającego nad wszystkim.
Jeszcze w listopadzie 2020 był w górach, a 28 grudnia 2020 zmarł zwyciężony przez chorobę.
Rafał Kardaś