Z perspektywy Julity, Krystiana, Natalii oraz Bartka – czwórki znajomych, dla których była to naprawdę Pierwsza Jaskinia 🙂
W sobotę 14.04. wyruszyliśmy czteroosobową ekipą z Poznania w kilkugodzinną podróż w okolice Częstochowy, gdzie mieliśmy przeżyć przygodę, zupełnie nam wcześniej nieznaną. Kompletnie nie wiedzieliśmy, czego się spodziewać…
Około godziny 20:30 dotarliśmy na miejsce naszego noclegu, czyli do Szkoły Podstawowej Fundacji “Elementarz” w Łutowcu. Już na pierwszy rzut oka okolica zdawała się mieć zupełnie inny, niż w przypadku standardowych szkół, klimat. Gdy weszliśmy do środka, poczuliśmy przyjemne ciepło, które dobiegało z kominka. Nasza pierwsza myśl – Kominek w szkole? To musi być naprawdę wyjątkowe miejsce. Za chwilę poznaliśmy Pana Darka, który zabrał nas do tajemniczej Chatki Hobbita. Już wtedy nie mieliśmy żadnych wątpliwości! Po paru opowieściach poszliśmy ulokować się w naszej sali, która przez najbliższe dwie noce miała pełnić funkcję sypialni. Niedługo potem udaliśmy się na zewnątrz. Ujrzeliśmy pierwszy płomień przedzierający się przez kawałki drewna, który zaraz przekształcił się w wielkie ognisko.
Wtedy nareszcie poznaliśmy uczestników, którzy mieli być naszymi towarzyszami w podziemiach przez najbliższe dwa dni. Przy aromatycznym zapachu pieczonej kiełbaski mieliśmy okazję trochę się poznać, co wprawiło nas w ekscytację ale również i obawy, z uwagi na dużo większe doświadczenie innych. Z drugiej strony, nie mogliśmy się doczekać!
Następnego dnia, po pysznym śniadaniu, zostaliśmy podzieleni na grupy. Nasza czwórka dołączyła do Asi, Pawła, Ani, Borysa, Karoliny oraz Konrada. Zabraliśmy kaski i ruszyliśmy.
Pogoda była wymarzona. Choć prognozy pokazywały deszcze, przez chmury przebijało się wiosenne słońce, które dodatkowo wprawiło nas w świetny nastrój. Pierwsza Jaskinia, jaką mieliśmy okazję zwiedzić, to Jaskinia Wierna. Przyznam szczerze, że dla nas była to pierwsza z pierwszych. Gdy zobaczyliśmy otwór, przez który mieliśmy wejść do środka, poczułam niepokój. W końcu nie wiedzieliśmy, co nas tam czeka. Na dole było
ciemno, wilgotno i… W sumie tyle udało mi się zobaczyć, świecąc blaskiem czołówki. No ale, po to tu przyjechaliśmy. Żeby poznać siebie z innej strony. A żeby to zrobić, trzeba było wejść. A więc weszliśmy i… wnętrze jurajskich podziemi oczarowało nas od samego początku. Wierna to jaskinia najdłuższa i najbardziej wymagająca ze wszystkich, które mieliśmy okazję zwiedzić. Na stropach znaleźliśmy formy naciekowe oraz tak zwane makaroniki, kruche i delikatne, acz wprawiające w zachwyt. Już po wyjściu poczuliśmy przypływ adrenaliny, które podpowiadało nam, że chcemy więcej. Następnie zostaliśmy zabrani do Jaskini Niedźwiedziej, którą wchodziliśmy, a wychodziliśmy Jaskinią Dzwonnica. Mówi się na to “System Jaskiń Towarnich”. Tam czekały na nas wąskie tunele, które na szczęście udało nam się pokonać bez większego trudu. Niedaleko znajdowała się również jaskinia Cabanowa, w której mieliśmy szczęście podziwiać stalagmity, stalaktyty oraz polewy. Ostatnia jaskinia, w której byliśmy tego dnia, to ta w Zielonej Górze. Wchodziło się do niej niskim korytarzem, a wewnątrz zobaczyliśmy kolumny, które sprawiały wrażenie celowo wybudowanych. Nie mogliśmy wyjść z podziwu, że takie rzeczy stworzyła natura.
Zmęczeni oraz głodni, ruszyliśmy w kierunku “naszej” Szkoły, gdzie czekać miał na nas ciepły posiłek. Przepyszna zupa ogórkowa oraz mielone z ziemniakami i surówką to było to, czego wtedy potrzebowaliśmy! 🙂 Sobotni wieczór spędziliśmy na dalszej integracji i opowiadaniu o przygodach, których kilka godzin wcześniej mieliśmy okazję doświadczyć. Przeprowadzono nam również prezentację o kursie oraz o klubie, która zachęciła nas do tego, aby kontynuować penetrowanie jaskini na poziomie bardziej zaawansowanym, oraz bezpiecznie doszkalać się w tym kierunku.
Niedziela okazała się jeszcze piękniejsza, a słońce bez krępacji otaczało nas swoimi promieniami. W drugim dniu mieliśmy udać się do dwóch jaskiń – w Straszykowej Górze oraz do Systemu Jaskini Olsztyńskiej. Ta pierwsza okazała się być naszą ulubioną. Była niesamowita – miała gładkie ściany, kręte korytarze, których nie widzieliśmy we wcześniejszych podziemiach. Tam też dostrzegliśmy mnóstwo kokonów sieciarzy, których niektórzy z naszej ekipy mocno się obawiali. 🙂 Następnie udaliśmy się do Jaskini Olsztyńskiej, która okazała się być idealnym zakończeniem tego weekendu. Najpierw mieliśmy przyjemność zobaczyć, jak Karolina, Konrad i Artur dzielnie schodzą po linie w dół. My, z uwagi na nasz brak doświadczenia, musieliśmy razem z resztą przewodników wybrać inną drogę, aby spotkać się w tym samym miejscu. Inna, wcale nie oznacza łatwiejsza. Pierwszy raz spotkaliśmy się z ciasnotami, w których mieliśmy dosłownie milimetry pozwalające na powolne przemieszczanie się w stylu pełzającego robaka. Nigdy wcześniej nie byliśmy w takiej sytuacji – mało swobodnej, aczkolwiek niesamowicie ciekawej. Tym wąskim przejściem, które nazywa się BAKK, doczołgaliśmy się do Jaskini Wszystkich Świętych. I tutaj kończy się nasza przygoda.
Po powrocie, zjedliśmy kolejny pyszny obiad, spakowaliśmy się, pożegnaliśmy z tymi, z którymi zdążyliśmy i nadszedł czas na drogę. Tylko tym razem nie była to droga pełna obaw, a nacechowana pozytywnymi emocjami i niesamowitymi wspomnieniami.
Dziękujemy bardzo Asi, Pawłowi, Ani, Borysowi, Karolinie, Konradowi i Arturowi za wspaniale spędzony czas, opowieści w podziemiach, pozytywne nastawienie oraz zachętę do tego, aby iść w tym kierunku. Jesteście super!