Etap wstępny jesiennej edycji kursu taternictwa jaskiniowego 2021

7 listopada zakończył się etap wstępny kursu taternictwa jaskiniowego organizowanego przez nasz Klub. W kursie uczestniczyło 10 świeżo upieczonych kursantów: Bartek, Gosia, Kasia, Łukasz, Małgorzata, Marcin, Marek, Martyna, Mati i Tomek. Nim któryś z kursantów dostał do łapy linę została nam przedstawiona bardzo szeroka wiedza teoretyczna, dzięki czemu dowiedzieliśmy się czym jest Poignee i dlaczego tak ważny jest Croll. Tradycyjnie zajęcia praktyczne odbywały się na wieży strażackiej na warszawskim Bemowie. Ostatni weekend był wyjazdowy, więc kursanci mieli okazję sprawdzić się po raz pierwszy w terenie. Podczas zajęć praktycznych na wieży kursanci byli szkoleni przez Podobasa, Krzyśka Recielskiego, Rafała Kardasia oraz Marcina Galę. Pierwszym krokom kursantów równie bacznie przyglądali się doświadczeni już grotołazi z Klubu, którzy na pewno nie raz rzucili „dokręć karabinek!” – w końcu i nam weszło to w krew. Zajęcia na wieży zarówno podczas ciepłych i słonecznych, jak również zimnych i wietrznych dni ratowała kawa z pobliskiej Żabki oraz wszelkiego rodzaju batony i kanapki w każdej możliwej wersji. Podczas wielu godzin szkolenia pod przewodnictwem instruktorów mogliśmy nauczyć się, a następnie doskonalić swoje węzły, przepinki, trawersy, zjazdy oraz wychodzenie na linach. Dzięki świetnej uwadze prowadzących udało się nam wprawiać w pokonywaniu odciągów, poręczowaniu, a nawet przechodzeniu przez zacisk typu „opona”. Teraz nawet zajączek wychodzący z norki nie jest nam straszny. Ostatnią częścią etapu wstępnego kursu był wyjazd na Jurę Krakowsko-Częstochowską w dniach 5-7.11. Przygotowania do eksploracji jaskiń zaczęliśmy na „Ranczo” u Iwonki w Rzędkowicach, gdzie w wieczór poprzedzający pierwsze wyjście ze sprzętem do jaskiń mieliśmy okazję poznania zjazdów metodą przeciwwagi oraz „na złodzieja”. Po zworowaniu lin i przygotowaniu sprzętu osobistego na kolejne dni – przyszedł czas na integracyjne pogawędki. Następnego ranka uwinąwszy się jak mrówki wyruszyliśmy na Górę Birów, gdzie mieliśmy doskonalić techniki linowe na „żywej” skale, choć jeszcze nie pod ziemią. Mimo wietrznego, ale słonecznego dnia zbliżanie się do pierwszych technicznych wejść do jaskiń powodowało coraz większe napięcie w żołądku. Adrenalina, ekscytacja. „To już jutro! Ale będzie fajnie!” – wołała wesoło podekscytowana Martyna. Dzień upłynął nam na trawersowaniu, wychodzeniu na linach oraz wszelkiej maści przepinkach, a zakończył się integracją z pozostałymi członkami Klubu oraz absolwentami kursów odbywających się w poprzednich latach. Było wiele śmiechu, jaskiniowych wspominek, opowiastki instruktorów, a nawet znalazła się „cyganka z garem”, w którą idealnie wcieliła się Gosia – jedna z tegorocznych kursantek. Sobota, godz. 8:00. Szybka odprawa z informacjami dokąd jedziemy i jaki jest plan dnia. To już. Wszyscy jedziemy samochodami na parking, z którego skierujemy się pod pierwszą dziurę. Zostaliśmy podzieleni na dwa zespoły – jeden pod przewodnictwem Podobasa, drugi – Krzyśka. Pierwszy zespół miał poręczować jaskinię, a drugi poszedł w pobliski teren na wycieczkę krajoznawczą. Na pierwszy ogień poszła jaskinia Wielka Studnia Szpatowców, która okazała się być w większości pionową studnią z kilkoma przepinkami. Jednak kolejna jaskinia – Szczelina Piętrowa okazała się być tym na co wszyscy czekaliśmy. Konieczność wczołgania się przez otwór wejściowy, kawałek dalej trawers w szczelinie przez tzw. Piekiełko, a jeszcze dalej wąskie korytarze i kolejna szczelina, którą pokonuje się bez wpinania przyrządów stosując tzw. „zapieraczkę”. W końcu mieliśmy okazję doświadczyć jaskini w taki sposób, w jaki chyba wszyscy oczekiwali. Choć najlepsze dopiero było przed nami. Niedziela, godz. 8:00. Ostatni dzień. Szybkie pakowanie, bo po eksploracji ostatnich jaskiń wracamy do Warszawy. Odprawa i znów na parking pod jaskinie. Tego dnia zaplanowane były Studnisko i Koralowa. Pierwsza w kolejności – jaskinia Studnisko, od samego początku zrobiła na nas duże wrażenie. To najgłębsza jaskinia Jury Krakowsko-Wieluńskiej. Otwór wejściowy, po którym następuje swobodny zjazd na linie przez około 28 metrów był bardzo ciekawym doświadczeniem. Zjazd w ciemność, do Komory Wejściowej, która jest stosunkowo duża – przynajmniej jak na nasze małe doświadczenie. To wywołało na pewno wiele fajnych emocji i tę myśl, że zjazd był świetny, bez przepinek, ale przecież jeszcze trzeba będzie wyjść po tej linie do góry! Ale to dopiero później. W Studnisku było kilka miejsc wymagających czołgania, odpowiedniego balansu ciałem i pokonania odcinka na swój sposób, oczywiście w zależności od gabarytów. Ale nie obyło się bez wspólnych zdjęć, śmiechu i zjedzenia pożywnych batonów. Ostatnią jaskinią była jaskinia Koralowa, przy której spotkaliśmy inny zespół wychodzący z jaskini. Była to świetna okazja do minięcia się podczas zjazdu z wychodzącymi grotołazami. Po zejściu na dno studni poczekaliśmy na resztę ekipy, a następnie ruszyliśmy zwiedzać dalsze zakamarki tejże dziury. Sala Gotycka, a następnie przejście stromym korytarzem po śliskiej glinie do Sali Zawaliskowej opłaciło się, a naszym oczom ukazały się śpiące nietoperze, rozmaite formy naciekowe i korzenie drzew co świadczyło o położeniu blisko powierzchni. Największą frajdą okazał się oczywiście niewielki zacisk, który większość z nas chciała pokonać. Z większymi lub mniejszymi problemami – udało się wszystkim zainteresowanym. Następnie nastąpił mniej wyczekiwany powrót na powierzchnię. Umorusani błotem i nieco zmęczenie, ale wciąż podekscytowani przebraliśmy się, spakowaliśmy sprzęt i liny do samochodów. Wspólne zdjęcie jako uwiecznienie wyjazdu jurajskiego, naszego pierwszego wyjścia „sprzętowego” do jaskiń na pewno będzie nam o tym przypominać. Te kilka dni razem spędzonego czasu podczas jedzenia, śmiechu i wspólnego ciorania na pewno utwierdziły nas w fakcie, że dalej chcemy brnąć w ciasne, mokre i czasami nieprzyjazne korytarze. Nie tylko po to by zgłębiać tajemnice, które skrywają kolejne dziury, ale też by wspólnie spędzać czas. Przecież gdyby nie to całe śpiewanie przez dziewczyny Windą do nieba podczas wychodzenia z jaskini, czy czołganie się chłopaków w rytm Parostatku Krawczyka to ten wyjazd nie byłby taki sam. Martyna podekscytowana coraz to węższymi zaciskami, Kasia korzystająca z każdej wolnej chwili na mikro-drzemki (każdy blok skalny jest do tego idealny), czy pokoleniowe sprzeczki moje i Matiego – to wszystko stworzyło niepowtarzalną atmosferę wśród kursantów. Na dodatek instruktorzy i pozostali klubowicze na pewno dopełnili ją swoimi opowieściami i wieczornymi integracjami, które na długo zapamiętamy. Do zobaczenia na zimowym!

Tomek Gumkowski

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *