FARFALE ZE SZPINAKIEM BY MARIUSZ M.

4-5 sierpnia 2015 r.

Trawers z jaskini Wielka Litworowa do Wielka Śnieżna.

Skład ekipy:

Jan Dudziec (Kierownik),

Adam Różański (uczestnik, główny poręczujący),

Mariusz Mejza (uczestnik zwykły).

Jakiś czas temu Janek spytał, czy nie chciałbym wybrać się do jaskini w terminie 1 -2 sierpnia. Mówił, że chce iść do Ptasiej Studni na stare dno. Dodawał z uśmiechem, że powinienem być zadowolony, gdyż wprawdzie ostatnio byłem w Ptasiej do dna nowego, ale wybrać się do jaskini zawsze warto. Intrygował mnie trochę niewielki uśmieszek towarzyszący stwierdzeniu, że powinienem być zadowolony…

 

Korzystając z okazji i urlopu wypoczynkowego wybrałem się w Tatry już środę wieczorem tak, aby jeszcze co nieco się powspinać. Janek dał mi znać żebym zgłosił się na bazie u Pani Krysi w sobotę wieczorem, no i że w sobotę z ekipą poręczują Wielką Śnieżną tak, abyśmy mogli pójść na trawers Wielka Litworowa – Wielka Śnieżna (tu tajemniczy uśmiech się wyjaśnił :)).

Zameldowałem się na bazie po południu. Tam też spotkałem trzeciego do wyjście (Adama Różańskiego). Chwilę po rozpakowaniu okazało się, że zapętliłem gdzieś świeżo zakupione kalosze (które to kupiłem sobie Pod Wantą w Zakopanem). Kalosze te taszczyłem ze sobą od czwartku po całych Tatrach… Dzięki pomocy Różana kalosze odebrałem w Zakopcu (zostały w samochodzie, którym wracałem z doliny Gąsienicowej).

Ekipa wróciła ze Śnieżnej dość zmęczona stosunkowo późno. Wyjście na trawers zarządzono na 12:00 lub 14:00 dnia następnego. Rano z Adamem ustaliliśmy, że zaczynać po południu akcję to nie jest jeden z tych najlepszych pomysłów. Ustaliliśmy, że lepiej będzie wstać w poniedziałek o 3:00 rano i ruszyć na szlak o 4:00. Janek przystał na naszą propozycję.

Niedzielę uczciliśmy wizytą w słowackich termach. Było ciepło, miło i sympatycznie. Rest przed wyrypą jak się okazało był jak najbardziej wskazany (wprawdzie po drodze była laguna, ale woda nie była już tak ciepła).

Wstaliśmy zgodnie z planem. Syte śniadanie składające się z jajecznicy z kiełbasą i cebulą zaopatrzyło nas w sowity zapas mocy na nadchodzącą wyrypę. Po śniadaniu podjechaliśmy pod dolinkę Małej Łąki i już o 4:30 byliśmy na szlaku i mogliśmy ruszyć do celu.

Spacer do dziury przebiegł gładko, bez zbędnego opierdalania się i zbędnego dociskania tempa. Najprostsza droga do Wielkiej Litworowej prowadzi przez Kobylarzowy Żleb, który jest wśród grotołazów znany i lubiany. Koniec końców dotarliśmy pod otwór o 7:30.

Do jaskini weszliśmy parę minut po godzinie 8.00. Od samego początku aż do końca poręczował Różan. Szło mu to szybko i z gracją (węzły wiązały się jakby na zawołanie). Takim sposobem o godzinie 10:00 dotarliśmy pod pierwszy Płytowiec, gdzie zrobiliśmy sobie krótką przerwę. Wraz z Partiami Zakopiańskimi jaskinia z obszernej i wygodnej do poruszania się staje się ciaśniejsza i wymagająca dużo większej uwagi tak, aby się nie pogubić.

Po Partiach Zakopiańskich przyszedł czas na zapoznanie się z klasykami takimi jak Magiel, Elektro magiel i Laguna. Spieszę donieść, że Magiel i Elektromagiel są mocno przereklamowane (takie tam pochylnie, gdzie strop od spągu nie są od siebie oddalone zanadto). Co do Laguny to mam zimne i mokre wspomnienie… Nalało mi się wody do już mocno zdezelowanych rękawic, a wór który ciągnęliśmy ze sobą raczył się klinować i mocno spowalniać akcję.

Dla odmiany Partie Krokodyla okazały się długie i nie za szerokie, i jak dla mnie dosyć upierdliwe. Z drugiej strony cieszę się, że nie zawiodłem się na nich tak jak na Maglu i Elektromaglu.

Jan dzielnie i z rozwagą prowadził nas przez skomplikowany labirynt. Podejście pełne spokoju i pewności siebie pozwalało nam nie martwić się nad to i skupić się na pokonywaniu następnych metrów i kontemplowaniu sporej ilości zacisków i przełazów.

Gdy dotarliśmy do charakterystycznej czarnej strzałki opatrzonej literami NK (Nad Kotlinami) wiedziałem, że już prawie jesteśmy w domu (jeszcze tylko chwilka i na autostradę A2). Pozostało tylko „pałować” do góry :).

Po drodze skorzystaliśmy z dwóch biwaków, które były naprawdę miłymi restowymi miejscami. Pierwszym był nowy biwak w okolicach Krokodyla a drugim drugi biwak w Wielkiej Śnieżnej. Namiot z folii NRC, czy prosty namiot z TESCO stają się w takich miejscach luksusem. Ugotowaliśmy sobie na drugim popasie farfale ze szpinakiem, które uczciwie podzieliliśmy pomiędzy naszą trójkę. Na prowiant dodatkowo składały się czekoladki i inne słodycze, kiełbasa i kabanosy.

Jako początkujący grotołaz gorąco polecam braci taką wycieczkę. Ze względu na dość mocno skomplikowane ciasne partie jaskini trzeba pójść z kimś, kto orientuje się w labiryncie korytarzy. Każdy młody stażem jaskiniowy wędrowiec powinien taką akcję zaliczyć ze względów poznawczo- turystycznych.

Tekst: Mariusz Mejza

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *